Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lifestyle. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lifestyle. Pokaż wszystkie posty
Herbata T2 - czyli gdy zwykły napar staje się wyjątkowym doznaniem...

12:34

Herbata T2 - czyli gdy zwykły napar staje się wyjątkowym doznaniem...

Choć jestem wierną fanką kawy, od czasu do czasu z przyjemnością sięgam po herbatę. Zwykle wybieram te dostępne w pobliskich sklepach, jednak czasem uda mi się trafić na prawdziwy rarytas. Takim niewątpliwie jest herbata T2, która zachwyca smakiem, aromatem i wyjątkowym designem.

Jeśli jeszcze nie mieliście okazji poznać tej marki, koniecznie nadróbcie zaległości! T2 oferuje szeroki wachlarz herbat z całego świata, od klasycznych czarnych i zielonych, po owocowe i ziołowe kompozycje. Każdy znajdzie tu coś dla siebie!

herbata t2



Co wyróżnia herbatę T2?

Wysoka jakość: T2 dba o każdy etap produkcji, od wyboru liści po ich pakowanie. Dzięki temu herbaty zachowują swój naturalny smak i aromat. Różnorodność: W ofercie T2 znajdziesz herbaty na każdą okazję - od porannej pobudki po wieczorny relaks. Wyjątkowe smaki: T2 słynie z nietuzinkowych kompozycji smakowych, które zaskakują i zachwycają. Piękne opakowania: Herbaty T2 są prawdziwą ucztą dla oka. Eleganckie puszki i saszetki idealnie sprawdzą się na prezent.

Jeśli chodzi o moje ulubione herbaty z T2, to nie mam takiej. Jestem zaskoczona, ale nawet herbata lawendowa czy rumianek są smaczne. Znajdziesz tutaj herbaty idealne do śniadania, doskonałe na relaksujący moment w ciągu dnia czy wieczorne odprężenie. Jeśli szukasz herbaty, która nie tylko pobudzi Twoje zmysły, ale również zachwyci smakiem i aromatem, koniecznie wypróbuj herbaty T2!


herbata t2

Jeśli sięgacie po nie pierwszy raz, to polecam zestaw "Ten" lub "Twenty". Są to zestawy prezentowe zawierające kolejno 10 i 20 torebek różnych herbat. Mamy w nich świetny przekrój od Earl Grey, rumianku, mięty po herbaty na brzuch czy kompozycje herbat śniadaniowych całego świata (Morning Sunshine, New York Breakfast). Znajdzie się również opcja Detox czy coś na lepszy sen (Sleep Tight). Ten zestaw z pewnością pomoże Wam w wyborze odpowiedniej herbaty dla siebie, ale będzie też doskonałym prezentem dla kogoś bliskiego.

A tak wygląda zawartość zestawu "Ten":

t2 herbata

Wchodząc do sklepu T2 w Wielkiej Brytanii, można dostać oczopląsu. Ściany od podłogi po sufit wypełnione są kolorowymi pudełkami i herbacianymi akcesoriami. Dla mnie bajka. Marka od ponad 20 lat znana jest głównie w Australii, Nowej Zelandii czy Stanach Zjednoczonych. Jej zasięg jednak stopniowo rozszerza się o kolejne kraje, niestety w Polsce jeszcze jej nie ma. Czekam na to z utęsknieniem, bo aktualnie muszę robić zaopatrzenie w Wielkiej Brytanii dzięki mojej dobrej duszyczce. Jeśli tylko macie możliwość to warto ją kupić. Opakowanie 20 torebek to koszt około 58 złotych i nie należy do najtańszych, ale jestem pewna, że będą to dobrze wydane pieniądze.

Z pewnością jest to miejsce dla miłośników herbat. Można spędzić tutaj naprawdę dużo czasu, poszukując odpowiedniej mieszanki dla siebie. Na miejscu dowiemy się wiele na temat sposobu parzenia danego rodzaju herbaty. 

Moment wynalezienia torebek herbacianych zrewolucjonizował sposób, w jaki pijemy herbatę. Szybkie i wygodne saszetki wyparły tradycyjne metody parzenia, a misterny rytuał stał się codzienną rutyną. Jednak od kilku lat obserwujemy powrót do korzeni. Coraz więcej osób ceni magię i majestat parzenia herbaty z liści. Luźne herbaty przeżywają swój renesans, a wraz z nimi moda na oryginalne sitka, kubki, garnki i podgrzewacze. Herbata staje się czymś więcej niż zwykłym napojem. Możemy używać jej jako bazę do koktajli czy potraw. Szeroka gama herbat T2 otwiera przed nami nowe możliwości.

t2 tea

Jeżeli chcecie zobaczyć aktualne wnętrze sklepu T2 w Wielkiej Brytanii, to postaram się stworzyć dla Was taką fotorelację i opublikować ją niebawem.

Niestety herbata to nie kosmetyki, które łatwiej opisać i pokazać. W przypadku napoju ciężko przekazać smak i zapach, w końcu każdy z nas odbiera go nieco inaczej. Nie macie więc innego wyjścia jak kupić i spróbować.

Miejsce, które warto odwiedzić: Park ZatorlanD

03:36

Miejsce, które warto odwiedzić: Park ZatorlanD

Korzystając z wakacji i trwającego właśnie urlopu wybraliśmy się  do Parku ZatorlanD. Kiedy byliśmy tu ostatnim razem zarówno dinozaurów jak i atrakcji było mniej. Teraz wydaje mi się, że jeden dzień to zbyt mało na zwiedzenie całego parku. Zwłaszcza, że dzieci najbardziej interesuje Lunapark, a z niego można korzystać bez ograniczeń.



Bilety do parku możecie kupić w kasie na miejscu lub przez internet na stronie ZatorlanD - znajdziecie tam czerwoną zakładkę "kup bilet". Jeśli Wasze dziecko ma do 90 cm wzrostu do parku wejdzie za 1 zł. W ofercie oprócz tradycyjnych biletów znajdziecie bilety dwudniowe i sezonowe.

Do zobaczenia są cztery parki tematyczne: 
  • Park ruchomych dinozaurów i to głównie dla niego tutaj przyjeżdżamy, chociaż nasze dzieci chyba wolą Lunapark. Zobaczyć tutaj można ponad 100 w większości ruchomych dinozaurów i takich przez duże D, ponieważ największy z nich Argentynozaur ma ponad 35 m długości! Zapewniam, że nie jest to jedyny duży dinozaur. Na trasie dinozaurów znajduje się Muzeum Szkieletów i Skamieniałości, a także sklep z dino-pamiątkami.
  • Park Owadów, tu zobaczymy 16 eksponatów (m.in. biedronka, modliszka, mrówka, stonka), część z nich jest ruchomych. Podobno eksponaty są ludzkich rozmiarów, ale na moje oko są większe. Jest tu duży plac zabaw, ale raczej dla starszych dzieci.
  • Park Mitologii w dużej części zlokalizowany na wodzie. Tutaj  podczas przyjemnego rejsu tramwajem wodnym spotkać możecie  greckich bogów, herosów, bohaterów i mityczne stworzenia z Zeusem i Ateną na czele. Dodatkową atrakcją są tańczące fontanny oraz park linowy.
  • Lunapark to chyba najtłoczniejsze miejsce w Zatorlandzie. Skorzystać tu można z: dinocoastera, kina 5D Extreme, symulatora 3D Bonanza, karuzeli „słonie”, diabelskiego młyna, karuzeli wiedeńskiej i łańcuchowej, basenu z łódkami, loterii, salonu gier, zjeżdżalni, trampolin, dmuchańców i wielu innych. Jednym słowem jest to ogromny plac zabaw.

Oczywiście, żeby mieć siłę na to wszystko człowiek potrzebuje zjeść. Są tutaj punkty gastronomiczne gdzie można zjeść normalny posiłek lub jak kto woli słodki np. pysznego gofra bąbelkowego. 

Mam zdjęcia każdego eksponatu, oraz krótkie filmiki z ich udziałem, ale pomyślałam, że nie będę psuć Wam zabawy i pokażę tylko co nie co. Resztę musicie zobaczyć osobiście.














Jeśli zastanawiacie się gdzie spędzić przyjemnie czas z dziećmi to polecam Wam ZatorlanD. Z pewnością nie będziecie się tu nudzić, a czas minie Wam bardzo szybko. 
Yankee Candle - Snowflake Cookie czyli propozycja na mroźne dni.

04:00

Yankee Candle - Snowflake Cookie czyli propozycja na mroźne dni.

Za oknem mamy właśnie  prawdziwy atak zimy. Temperatury utrzymują się cały czas poniżej zera, dodatkowo u mnie intensywnie pada śnieg. Taka zima jest piękna i naprawdę szkoda, że przyszła dopiero teraz... By umilić sobie ten zimowy czas polecam Wam zapach "Snowflake Cookie" od Yankee Candle.


"Snowflake Cookie" jest stałym bywalcem w moim domu. Zaczęło się od wosku, który kupiłam lata temu, później był sampler, a ostatnio zaopatrzyłam się w dużą świecę by mieć go na dłużej. 



Według mnie to jeden z bardziej udanych zapachów YC. Zapach jest słodki i śmietankowy, przypomina lukrowane ciasteczka - zupełnie takie jak te na naklejce z przodu. Zapach jest bardzo intensywny i trwały, wystarczy więc otworzyć świecę by czuć go w pobliżu. Sama tak czasem robię, że tylko otwieram świecę i wącham... Jeśli więc tak jak ja jesteście fankami słodkich, ciasteczkowych zapachów to ten wosk/świeca przypadnie Wam do gustu. 


A co u Was teraz pachnie? Może macie jakiś godny polecenia zapach?






Alfaparf Milano Event prezentacja linii Style Stories

13:36

Alfaparf Milano Event prezentacja linii Style Stories

W minioną niedzielę miałam okazję bawić się na na oficjalnej premierze nowej linii do stylizacji włosów marki Alfaparf Milano. Impreza odbyła się w wyjątkowym miejscu - Komorze Warszawa Kopalni Soli w Wieliczce

Marka Alfaparf Milano pochodzi z Włoch i tworzona jest z prawdziwie włoskim podejściem - najważniejsza jest pasja. Obecna w salonach fryzjerskich na całym świecie oferuje doświadczenie, kreatywność i włoski smak. Oprócz prezentacji nowej linii Style Stories odbył się pokaz Artistic Team Alfaparf Milano. Prezentacja kosmetyków okazała się bardzo ciekawa i przyznam szczerze, że chce się ich używać. 

Zapraszam na fotorelację:






 


Znacie tą markę? 
Jak Wam się podoba Komora Warszawa? Myślę, że jeszcze nie raz pojawi się u mnie na blogu :)





Zakochaj się zimą z Yankee Candle "SNOW IN LOVE"

03:15

Zakochaj się zimą z Yankee Candle "SNOW IN LOVE"

Witajcie! Jeśli śledzicie na bieżąco mojego facebook’a wiecie, że sytuacja została opanowana i mogę wrócić do regularnego pisania. Post z którym dzisiaj przychodzę kojarzy mi się z nadchodzącymi Walentynkami. Dlaczego? A dlatego, że luty to jeszcze zima, a jak zima to obowiązkowo śnieg i biały kolor. Natomiast Walentynki to przecież święto zakochanych, a jak zakochani to miłość, serca i kolor czerwony. Zatem powiedzcie sami czyż świeca zapachowa Yankee Candle „SNOW IN LOVE” nie pasuje do tego opisu idealnie? Mi się właśnie tak kojarzy.

Yankee Candle "SNOW IN LOVE"


Świeca Snow In Love pochodzi z okolicznościowej linii zapachowej Yankee Candle z serii Classic.
Wyczuwalne aromaty: drzewa iglaste, paczula. Świeca pali się od 100 do 150 godzin – wystarcza na baaardzo długo. 


Do wykonania świecy użyto prawdziwego wosku i naturalnych aromatów, które wyczuwalne są tak naprawdę już po otwarciu świecy. Duże świece posiadają ręcznie prostowane knoty co sprawia, że ich płomień umiejscowiony jest centralnie, a świeca wypala się do samego końca.



Tak naprawdę świecę kupiłam już dawno przez internet. Jest to ten rodzaj zapachu, który nie wiemy jak pachnie i czy się nam spodoba, ale świeca ma taki ładny obrazek, że musimy ją kupić. Myślę, że fani świec zapachowych wiedzą o czym mowa. Tak też się stało, kupiłam ją „za ładne oczy”. Pamiętam kiedy zaciągnęłam się tym zapachem pierwszy raz – od razu w mojej głowie pojawiła się myśl, że jest to mój pierwszy i ostatni raz z tą świecą… Musiało minąć trochę czasu zanim ponownie zdecydowałam się po nią sięgnąć. Tym razem zapach wydał mi się inny – powiedziałabym nawet przyjemny. Słodki, delikatny i wciągający – już nie był tak mdły jak za pierwszym razem. Wydawał się inny od tego, który tkwił w mojej pamięci. Nawet upewniłam się czy to aby na pewno jest ta sama świeca.

Yankee Candle "SNOW IN LOVE"


Zapach jest intensywny, ciepły, otulający i nastraja pozytywnie. Co prawda nie wyczuwam leśnych aromatów - drzew iglastych, ale zapach ma w sobie coś wyjątkowego i magicznego co może kojarzyć się z zimą. Początkowo zapach wydaje się perfumeryjny i nieco ciężki, ale wraz z upływem czasu staje się lżejszy i bardziej delikatny. Nie jest mdły i męczący, a jego zapach wypełniając pomieszczenie rozgrzewa je. Myślę, że jest to zapach zimy pełnej miłości. Lekko tajemniczy i zmysłowy, idealny na wspólne wieczory i poranki. 

Znacie tą świecę/wosk ? Jak się u Was sprawdził? Może też się z nią nie polubiliście od pierwszego spotkania?
KAMISHIBAI czyli Mały Teatr Ilustracji przedstawia: Księżyc

15:03

KAMISHIBAI czyli Mały Teatr Ilustracji przedstawia: Księżyc

Pewnie teraz zastanawiasz się co to jest KAMISHIBAI i o co w ogóle tutaj chodzi? Przyznam się, że jeszcze niedawno też się nad tym zastanawiałam. Wszystko zaczęło się od bardzo ciekawej książki, która trafiła w moje ręce. Książki, która nie zawiera tekstu, a jedynie obrazy. 

KAMISHIBAI czyli Mały Teatr Ilustracji przedstawia: Księżyc

Kamishibai to wywodzący się z Japonii teatr ilustracji/obrazu. W tłumaczeniu słowo "kami" oznacza papier, natomiast "shibai" to po prostu sztuka. Historia opowiadana jest za pomocą ilustrowanych papierowych plansz umieszczonych w specjalnym parawanie. Kamishibai jest więc niezwykle oryginalnym połączeniem książki ilustrowanej z teatrem. 

Mały Teatr Ilustracji to duet, który tworzą Ania i Henryk. Oboje zafascynowani Kamishibai opowiadają dzieciom barwne historie. Księżyc” to opowieść obrazkowa o przyjaźni i marzeniach, osadzona w świecie pełnym magicznych stworzeń i cudacznej roślinności. 

KAMISHIBAI czyli Mały Teatr Ilustracji przedstawia: Księżyc

Wewnątrz tekturowego pudełka znajdziecie 27 bogato ilustrowanych kart, oraz postać głównego bohatera do złożenia. Każda karta na odwrocie ma miejsce na stworzenie swojej własnej historii obrazkowej. Książeczkę można "opowiadać" już najmłodszym dzieciom, natomiast starsze na pewno chętnie opowiedzą ją nam. Najfajniejszy w niej jest fakt, że każdy może ją opowiedzieć po swojemu co czyni ją naprawdę niepowtarzalną. Z pewnością jest to książka, która rozwija wyobraźnię i może stać się świetnym prezentem pod Choinkę.

Na dowód jej wyjątkowości spójrzcie na te karty... Czyż nie są piękne?

KAMISHIBAI czyli Mały Teatr Ilustracji przedstawia: Księżyc

KAMISHIBAI czyli Mały Teatr Ilustracji przedstawia: Księżyc

KAMISHIBAI czyli Mały Teatr Ilustracji przedstawia: Księżyc

A tutaj do złożenia główny bohater i jego książkowi towarzysze.

KAMISHIBAI czyli Mały Teatr Ilustracji przedstawia: Księżyc

Tak wyglądają "plecy" kart. Na każdej umieszczony jest numer co ułatwia ułożenie historii w razie rozsypania. 


Mój syn ma co prawda 8 lat, ale taka książka jest dla niego nowością, dlatego wzbudziła jego ciekawość. Fajnie, że nie musimy trzymać się tekstu, tylko możemy opowiedzieć coś swojego. Książka naszym zdaniem godna polecenia, a możecie ją kupić tutaj. A jak Wam się podoba? 
Stoliczku nakryj się - zapraszam do kuchni na słodkie czarowanie.

02:03

Stoliczku nakryj się - zapraszam do kuchni na słodkie czarowanie.

Mikołajki to wyjątkowy czas dawania prezentów, który rozpoczyna u nas w domu świąteczne przygotowania. Zawsze oprócz prezentów kupionych w sklepie staram się przygotować coś samodzielnie. Są to różności od świątecznych ozdób czy drobnych gadżetów, skończywszy na słodyczach. Tym razem trafiło na czekoladowe muffinki, które wszyscy uwielbiamy. 

Oryginalny przepis znalazłam prawdopodobnie w internecie, ale szczerze powiedziawszy było to tak dawno, że nie pamiętam dokładnie. Wprowadziłam kilka modyfikacji i aktualnie przepis prezentuje się tak jak poniżej. Wykonanie jest dziecinnie proste i każdy sobie z pewnością poradzi.

Składniki Muffinek - 24 sztuki:
  • 300 g masła,
  • 300 g czekolady (dowolnej, u nas najlepiej sprawdza się mleczna, czasem mieszam ją z gorzką)
  • 600 g mąki
  • 4 łyżeczki proszku do pieczenia
  • łyżeczka sody oczyszczonej
  • 5 łyżek kakao
  • 1,5 szklanki cukru
  • łyżka cukru waniliowego
  • 4 jajka
  • 340 ml mleka 
Nie będę ukrywać, że takie muffinki to mega bomba kaloryczna, dlatego nie robimy ich zbyt często. Głównie jest to okres świąteczny i np. urodziny - czyli te dni kiedy człowiek pozwala sobie na więcej niż zwykle :)


Nasz muffinowy zestaw prezentuje się tak: 


Jeśli chodzi o przygotowanie jest tak łatwe, że dziecko sobie z nim poradzi. W jednej misce łączymy wszystkie suche składniki (mąkę, proszek do pieczenia, sodę, kakao, cukier i cukier waniliowy), następnie wszystko dokładnie mieszamy. Masło roztapiamy i studzimy.


Czekoladę kroimy na kawałeczki. Ja wolę takie większe - później są dobrze wyczuwalne w cieście. 


W drugiej misce mieszamy mleko i jajka.


Teraz wszystkie składniki łączymy razem. Do sypkich składników dodajemy mleko z jajkami, następnie dodajemy ostudzone masło, oraz czekoladę. Po każdym dodanym składniku mieszamy kilkukrotnie. Ciasto ma być lekko grudkowate, ale bez widocznej surowej mąki. Masę wykładamy do papilotek i wstawiamy do piekarnika rozgrzanego do 190 stopni C. W zależności od wielkości papilotek ciasto nakładam do 1/2 lub 3/4 ich wysokości, nigdy do pełna. Pieczemy ok. 25 minut do czasu aż muffiny urosną, na wierzchu pojawi się skorupka, a wetknięty patyczek będzie suchy. 


By wszystko miało jeszcze bardziej magiczny klimat warto zadbać o odpowiednie zaprezentowanie wypieków. W tym celu zaopatrzyłam się w spersonalizowaną paterę - tak by każdy wiedział, że te czary to właśnie ja. Patere możecie zamówić w sklepie MY GIFT DNA a ten konkretny model znajdziecie tutaj


Oto nasze gotowe muffinki. Czyż nie prezentują się uroczo?



Zabawa w fotografowanie tak mi się spodobała, że chyba częściej będę pokazywać się Wam w takiej formie. Niestety pochmurny dzień sprawił, że nawet moja jasna kuchnia stała się ponura, stąd zdjęcia nie wyszły tak jak miały wyjść :( Nie mniej jednak zabawa była świetna.



 Na koniec gdyby jeszcze ktoś miał wątpliwości pokażę Wam moje czary. Dodam, że patera na żywo prezentuje się super, a na gościach robi wrażenie nawet jak postawicie na niej zwykłe ciasteczka.


Lubicie muffinki? Czy może macie jakieś inne ulubione słodkie co nie co?
Cesarskie cięcie czy poród naturalny. Mam porównanie i wiem... A jakie jest Twoje zdanie?

11:29

Cesarskie cięcie czy poród naturalny. Mam porównanie i wiem... A jakie jest Twoje zdanie?

W życiu jak wiemy różnie bywa i nie zawsze jest tak jak sobie to zaplanujemy. Planowo obu synów miałam urodzić naturalnie, niestety drugiego urodziłam przez cesarskie cięcie. Chociaż jak się tak zastanowię to może i dobrze, bo przynajmniej wiem czym to pachnie.  
        

Do napisania tego artykułu zachęcił mnie reportaż jaki oglądałam kiedyś na TVN Style "Kontrowersyjna Cesarka". W skrócie powiem tyle, że program pokazuje jak sprawa wygląda na świecie.  Są bowiem lekarze, którzy walczą z rosnąca liczbą CC i w tym programie tłumaczą wiele kwestii. Jak wiadomo planowane CC jest porodem, który planuje się co do dnia i godziny - jest to na rękę dla lekarza. Natomiast poród naturalny to loteria, dlatego lekarze w niektórych krajach każą sobie za niego dodatkowo zapłacić, bo on musi być w pogotowiu cały czas! Dzieje się tak w krajach gdzie państwowa opieka medyczna praktycznie nie funkcjonuje i kogo stać ten decyduje się na prywatną opiekę. Poruszany jest również fakt, że dzieci urodzone przez cesarskie cięcie częściej miewają alergie czy inne choroby. Program ciekawy i myślę, że warto go zobaczyć.

Teraz powiem Wam jak to było u mnie. Pierwszego syna urodziłam prawie 9 lat temu w wieku 21 lat. Wtedy cesarskie cięcie nie było tak popularne jak teraz i były to zabiegi raczej konieczne. Pamiętam, że strasznie się bałam. Może nie zdążę do szpitala? Może coś pójdzie nie tak? Jednego tylko byłam pewna. Tego, że urodzę naturalnie choćby nie wiem co. Rozważałam opcję dodatkową - poród w wodzie, z którego ostatecznie później zrezygnowałam. Co do porodu wszystko trwało bardzo szybko, nie będę się tu rozpisywać szczegółowo, ale przyszła położna i powiedziała: Pani rodzi! Szybko idziemy na salę porodową. 
Po sali przeszłam się tam i z powrotem, pół godziny i po wszystkim. Syn wylądował na moim brzuchu. Myślę, że dużo dała tutaj opieka i doświadczona Pani położna, oraz możliwość porodu aktywnego w pozycji prawie pionowej. Po porodzie wspólnie z maluszkiem pojechałam na salę i niemal od razu mogłam się nim zajmować. Mogłam poruszać się swobodnie. Jedyny ból jaki odczuwałam to ból krocza podczas siedzenia, który przeszedł bardzo szybko. Byłam bardzo zadowolona.

Drugiego syna urodziłam w styczniu tego roku. Dużo moich koleżanek rodziło w podobnym terminie, więc pytałam jak będą rodzić. Wiecie, że są takie dziewczyny, które rodzą tylko przez CC bo taka jest moda i to jest wygodne? No nie będę ukrywać - byłam w szoku i zaczęłam mieć wątpliwości, że może jednak to jest lepsze? Przeanalizowałam wszystko dokładnie. Najbardziej bałam się "operacji" - nie bójmy się tego tak nazywać. Przecież to nie jest usunięcie pieprzyka z pleców, tylko rozcięcie powłok brzusznych! No dobra jestem cykor, boje się komplikacji więc będę rodzić naturalnie. 
Poród przebiegał podobnie jak poprzednio z tą różnicą, że w drugim etapie pojawił się problem - brak postępu. Nie będę też robić z siebie świętej - darłam się na cały szpital. No przecież rodzę to mi wolno :) A tak poważnie rodziłam bez znieczulenia, bo to które mi podali przestało już dawno działać. Po 3 godzinach  drugiego etapu miałam dość, myślałam, że zejdę tam. Wtedy stwierdzono brak postępu, a ja zgodziłam się na cc. Bałam się, że jeśli to będzie się przedłużać to może coś pójść nie tak i wtedy będzie za późno. Sam zabieg jest bezbolesny. Jedyne co zapamiętam do końca życia to moje uciekające w brzuchu dziecko. Dokładnie czułam jak chował się w górze brzucha. CC to takie wyrywanie na siłę. Dziwne uczucie. Po wyjęciu trafił na mój brzuch, ale na krótko. Później zabrali go na badania, karmienie i zobaczyliśmy się dopiero po kilku godzinach. Po cesarskim cięciu nie można się ruszać w zasadzie to się nawet nie da, wstawać też można dopiero po 8 - 12 godzinach w zależności "od szkoły". Do tego cewnik, okropny ból i często problemy z karmieniem. Mnie one na szczęście ominęły, bo mój poród zaczął się naturalnie, ale dziewczyny z mojej sali walczyły bardzo długo. Czym tu się zachwycać? Ja byłam szczerze rozczarowana, żeby nawet nie powiedzieć załamana.

Czasy się trochę zmieniły i teraz po obu rodzajach porodów wychodzi się do domu w tym samym czasie. Po pierwszym porodzie byłam w domu sama i ogarniałam wszystko, natomiast po drugim to ja się sobą ledwo dałam radę zająć, już nie mówiąc o zajmowaniu się dzieckiem. Po za tym rana bolała mnie bardzo długo, bałam się też komplikacji (np.rozejścia się szwów). Używałam silikonowych plastrów, maści dosyć długo - ranę czułam chyba z pół roku. 

Oczywiście wszystko opisałam w dużym skrócie. Jednak oba te porody to zupełnie dwie różne sprawy - przynajmniej dla mnie. Żeby też była jasność jeśli ktoś ma medyczne wskazania do CC to ja to rozumiem i nie neguje, bo tak musi być. Dziwie się tylko kiedy kobieta chce rodzić tyko tak i koniec, bo to jest "wygodne", ale to jej sprawa. No nie wiem czy jak bym zsumowała ten ból po CC to nie jest większy niż te kilka godzin porodu naturalnego, które i tak szybko zapominasz, dlatego jeśli będę miała jeszcze okazję to z pewnością zdecyduje się na poród naturalny. 

Proszę bez hejtu. Napisałam to nie żeby oceniać czyjeś zachowania, a jedynie opisać Wam mój punkt widzenia i poznać Wasze doświadczenia. Dlatego zachęcam do dyskusji. Jak u Was to wyglądało?

Guzek na piersi, Samobadanie, USG piersi, Poradnia Chorób Sutka, Biopsja Gruboigłowa. Moja historia.

13:43

Guzek na piersi, Samobadanie, USG piersi, Poradnia Chorób Sutka, Biopsja Gruboigłowa. Moja historia.

Tydzień temu obchodziliśmy Europejski Dzień Walki z Rakiem Piersi. Postanowiłam podzielić się z Wami moją historią. Dokładnie pamiętam ten dzień. Dni takich jak ten się nie zapomina. To dzień w którym wyczułam w piersi zmianę - dość duży guzek z łatwością wyczuwalny pod skórą, który w zależności od cyklu był momentami widoczny jako zgrubienie na piersi. Kiedy masz w najbliższej rodzinie przypadek złośliwego nowotworu piersi Twój strach jest ogromny. Od razu czujesz, że jesteś następna. Nie martw się, nie każdy guzek jest niebezpieczny. Wiem, że łatwo się mówi, ale uwierz mi strach nie jest najlepszym doradcą. Dlatego dzisiaj powiem Ci wszystko co powinnaś wiedzieć - wszystko to czego ja wtedy nie wiedziałam, a bardzo by mi wtedy pomogło. 


To był normalny zwykły dzień. Taki jak wszystkie inne dni w roku. Podczas porządków znalazłam ulotkę o tym jak dbać o piersi i przeprowadzać samobadanie. Z perspektywy czasu wiem,  że jest to najważniejsze badanie, które pozwala wykryć wczesne zmiany. To Twoje piersi i to Ty znasz je najlepiej. To Ty wiesz i czujesz kiedy coś jest z nimi nie tak. Dlatego pamiętaj o badaniu. W internecie znajdziesz sporo zdjęć i filmów, które pokażą Ci jak przeprowadzać je poprawnie, dlatego ja ten wątek pominę. 

Pomyślałam wtedy, a czemu nie, sprawdzę co tam u mnie słychać. Szok. Niedowierzanie. Coś wyczułam. Przez pewien czas sprawdzałam, czy na pewno coś tam jest. No przecież mogło mi się tylko wydawać. Później przyszedł etap strachu, czytania różnych rzeczy w internecie i udawania, że nic się nie dzieje. Tak cicho liczyłam, że to samo zniknie. Byłam niczym spłoszona zwierzyna, która gdzieś biegnie, sama nie wie gdzie ale liczy, że uda się jej uciec. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. To ten moment w życiu kiedy człowiek boi się iść do lekarza, bo boi się usłyszeć wyrok. No, ale przecież muszę, bo mam przed sobą całe życie. Nikt mi tu planów rujnował nie będzie. 

Pierwszym krokiem było wykonanie USG w celu sprawdzenia czy mi się jednak wydawało czy nie. Na NFZ niestety trzeba było czekać, więc zapisałam się prywatnie. Bardzo miła Pani doktor w asyście pielęgniarki przeprowadziły badanie. Oczywiście okazało się, że coś tam jest. Dostałam opis, film i kopa w tyłek. Tak kopa. Pani mi powiedziała, że jak bym była 45+ to mnie przyjmują na już, a że mi trochę brakuje to muszę ustawić się w kolejce i czekać. Poszłam więc grzecznie się zapisać do "Poradni Chorób Sutka". Nawet nie będę tego komentować ile mi kazali czekać. Na szczęście mam niedaleko inne miasto, gdzie czas oczekiwania do poradni był znacznie krótszy. Zapisałam się. 

Poradnia Chorób Sutka zajmuje się nie tylko pacjentkami, które mają niepokojące objawy, ale również tymi, które ich nie mają i chcą skontrolować swoje piersi. W poradni możemy skorzystać z pełnej diagnostyki radiologicznej jak i chirurgicznej. Jeśli macie jakieś wątpliwości to tam na pewno zostaną one rozwiane.

Doczekałam się. Pojechałam na badanie. Chyba nigdy w życiu się tak nie denerwowałam. W poczekalni większość kobiet na oko była 40+, może 2-3 osoby były poniżej tego wieku. Teraz moja kolej. Wchodzę i nawet nie wiem co mam mówić. Ledwo powstrzymuje się od płaczu. Lekarz (chirurg-onkolog) na którego trafiłam był bardzo miły. Przeprowadził wstępne badanie i wypisał skierowanie na biopsje gruboigłową. Porozmawialiśmy i było mi lżej. Od razu wychodząc z gabinetu wpisałam się na listę oczekujących. Czekam kolejne 2 tygodnie. 

Biopsja gruboigłowa to badanie, które polega na nakłuciu w znieczuleniu miejscowym specjalną igłą z nacięciem, które wypełnia się tkanką guza, a następnie wycięciu w ten sposób niewielkiego fragmentu tkanki do badania. Najczęściej jest wykonywana, gdy biopsja cienkoigłowa nie daje pewności postawienia właściwej diagnozy. 

Na biopsję przyjechałam w towarzystwie mamy. Z  tego co zdążyłam zauważyć każdy był z osobą towarzyszącą. Wiadomo tak jest raźniej. Średnia wieku wysoka, ale niższa niż ostatnio w poczekalni. Jedną dziewczynę zapamiętałam szczególnie - wiek podejrzewam ok.18 lat, wyglądała na uczennicę szkoły średniej. To było dla niej naprawdę ogromne przeżycie. Oczekiwanie w kolejce było męczące, nie wiesz co Cie czeka za drzwiami. Niektóre kobiety po wyjściu zachowywały się tak jak by przed chwilą ktoś im rwał zęba na żywca, bez znieczulenia. Robiło mi się słabo. Przecież to pewnie musi strasznie boleć. Ta jasne. Samo wkłucie igły jest bezbolesne. Jedyny ból jaki się pojawił to kiedy pobierano materiał - po polsku mówiąc igłą kręcono w zmianie. Muszę przyznać jest to po prostu nieprzyjemne. Teraz kolejne 2 tygodnie czekania na wynik.

Nareszcie są wyniki biopsji. W gabinecie dowiaduje się, że to włókniak. Oczywiście pada pytanie co z nim robimy. Wycinamy? Zostawiamy? W zasadzie nie zastanawiałam się długo, postanowiłam, że zostaje ze mną. Lekarz moją decyzję skomentował: "w końcu to jest Pani cząstka". Z tego co mówił wywnioskowałam, że podjęłam dobrą decyzję. Naczytałam się, że o wycięciu pojawia się więcej zmian, czułam podświadomie, że tak będzie lepiej. Teraz jestem pod stałą opieką. Muszę się regularnie badać i cieszyć życiem. Nic innego mi nie pozostało - przecież nigdy nie wiemy w którym momencie życia spotka nas coś złego.

Kiedy było już po wszystkim czułam, że muszę coś zrobić. Moje włosy były na tyle długie, że mogłam je oddać na perukę. Postanowiłam dać im "nowe życie" i oddać je komuś, komu mogą sprawić radość. Jeśli jesteście ze mną od początku to na pewno widzieliście mój post, jeśli nie to możecie poczytać o tym -> tutaj. 




A Ty się badasz? Pamiętasz o regularnych wizytach u specjalistów?