Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pani domu. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pani domu. Pokaż wszystkie posty
Podsumowanie roku 2021 i plany na rok 2022

02:44

Podsumowanie roku 2021 i plany na rok 2022

Właśnie rozpoczęliśmy Nowy Rok. Jest to dla większości z nas czas wszelkiego rodzaju podsumowań i planów na najbliższy okres. Od kilku lat mam co podsumowywać i dla mnie każdy rok kończy się zdecydowanie na plusie. 

Na początek cofnijmy się w czasie do 2020 roku. Niewątpliwie rok 2020 zaskoczył nas wszystkich bardzo i to był rok zupełnie wyjątkowy. Nikt z nas nie spodziewał się, że tak będzie wyglądać nasza rzeczywistość. Był to rok, który wywrócił życie nie jednego z nas do góry nogami. Dał nam również możliwość spojrzenia na pewne sprawy inaczej. Mogliśmy zatrzymać się na chwilę i przewartościować swoje życie. Był to z pewnością rok przepełniony strachem, obawą o najbliższych i walką o normalne życie w nienormalnych warunkach. Nie bez powodu o tym wspominam, bo mam wrażenie, że w 2021 roku nastąpiła poprawa. Przynamniej ja czuję teraz więcej wolności i spokoju niż przed rokiem. Moje życie powoli wraca do normalności.

Rok 2021 był dla mnie niezwykle owocny. Był to rok ciągłej nauki, rozwijania kolejnych umiejętności oraz podejmowania trudnych decyzji jak np. zmiana pracy. Ma to w dużej mierze związek ze zbliżającą się przeprowadzką do nowego domu. Może nie będę mieszkać na drugim końcu Polski, ale będzie to zupełnie inne miejsce i będzie to dla mnie spora zmiana. Zdradzę Wam tylko, że nie mogę się już doczekać.

Relaks

Muszę wspomnieć o wakacjach i naszym urlopie. Oficjalnie mogę powiedzieć, że wakacje 2021 były najlepszymi w moim życiu. Co prawda urlop to tylko 2 tygodnie i nie byliśmy za granicą, ale był to intensywnie spędzony czas we czwórkę. Był nasz ukochany Zwierzyniec, Zamość, pływanie kajakiem, jazda na rowerze po Roztoczańskim Parku Narodowym, odwiedziliśmy Park Miniatur, Dinozaurów i Warownie w Inwałdzie, zaliczyliśmy nawet Aquapark, gokarty i kino... Codziennie przewidziana była inna atrakcja. Był to cudowny czas, który wspominam z uśmiechem. Dzięki temu naładowałam baterie pewnie na najbliższe 5 lat.

Blog

Jeśli chodzi o blog to w tym roku postanowiłam wrócić do intensywnego pisania. Nie do końca udało mi się zrealizować moje plany, ale i tak jestem zadowolona z efektu. W nadchodzącym roku mam nadzieję, że będzie mnie tutaj więcej. 

Dom

Budowa domu to najlepsze co nas spotkało. Co prawda rok 2021 upłynął nam ciężką pracą, ale naprawdę było warto. Ze stanu surowego zamkniętego na początku roku doszliśmy praktycznie do finiszu. Staraliśmy się jak najwięcej rzeczy wykonać samodzielnie, a korzystać z usług firm tylko w sytuacjach koniecznych. Praca przy wykańczaniu swojego domu jest naprawdę satysfakcjonująca. Malowanie ścian czy montaż paneli przecież wcale nie są takie trudne... Nam szło całkiem nieźle i nawet rekuperację wykonaliśmy sami. 

Plany na 2022 rok

Moje plany na najbliższy czas są bardzo przyziemne. Zależy mi na tym by: 

  • rozwijać bloga i tworzyć coraz lepsze teksty,
  • budować swoją markę online,
  • więcej tworzyć na Instagramie,
  • zacząć regularnie ćwiczyć już na stałe,
  • stworzyć i wydać serię e-booków,
  • urządzić swój dom i przeprowadzić się jak najszybciej.

Z racji tego, że Nowy Rok już się rozpoczął życzę Wam, by Wasze plany się ziściły i żeby ten rok był dla Was przynajmniej tak owocny jak ten mijający. Na zakończenie chciałam podziękować Wam za kolejny wspólny rok. Bez Was nie było by tego miejsca! 



Jak kupować kosmetyki z głową? To trudne zadanie, dlatego poznaj moje sprawdzone zasady i przekonaj się o ich skuteczności.

23:57

Jak kupować kosmetyki z głową? To trudne zadanie, dlatego poznaj moje sprawdzone zasady i przekonaj się o ich skuteczności.

W czasach kiedy na każdym kroku czyhają na nas reklamy, półki kuszą pięknymi opakowaniami, producenci zapewniają o cudownych właściwościach swoich produktów, a wszystko można kupić w internecie i  to jeszcze na promocji robienie rozsądnych zakupów kosmetycznych bywa trudne. Zachęceni tym wszystkim pakujemy do koszyka kolejne kosmetyki, których wcale nie potrzebujemy, a pewnego dnia okazuje się, że mamy w domu sklep kosmetyczny, a połowę naszych zbiorów trzeba wyrzucić. Spokojnie, to się zdarza, mi również. Co prawda mam swoje sprawdzone marki i produkty, czasem jednak zdarza mi się sięgnąć po coś co mi się po prostu podoba lub chcę sprawdzić coś nowego. Niestety nie zawsze jest to trafiony zakup.



Wydaje mi się, że robienie zakupów kosmetycznych jest coraz trudniejsze. Kiedyś na półkach było kilka rodzajów kremów przez co łatwiej było się zdecydować, aktualnie do wyboru mamy kilkadziesiąt, co według mnie sprawę bardzo komplikuje. Opowiem Wam jak to u mnie czasem wygląda. Załóżmy, ze akurat skończył mi się mój ulubiony krem, zbliża się weekend więc jak zamówię przez internet nie zdąży mi przyjść. Dobra, jadę szybko do Rossmann'a. Stoję przed półką i szukam, szukam i szukam. Sprawdzam po 3 razy, bo nie widzę mojego kremu, a może gdzieś tam w głębi półki czeka na mnie. Kątem oka widzę, że Pan z ochrony przechodzi obok, pewnie wyglądam podejrzanie jak tak stoję obok tej półki. Na pewno chcę coś zwędzić. Ostatecznie stwierdzam, że jednak nie ma. No dobra to wezmę inny co za problem. Fioletowy? Może czerwony? Różowy, a może niebieski? Moją uwagę przykuwa wreszcie jakieś opakowanie, no to czytam co ma w środku. Nie, jednak to nie dla mnie. Odkładam go na półkę i biorę inny. Po kilku podejściach mam dość i biorę to co tak naprawdę wydaje mi się, że jest odpowiednie. Potem w domu okazuje się, że krem się jednak nie sprawdza i zmuszona jestem go "zmęczyć" do końca lub wyrzucić. Znacie ten scenariusz? U mnie na szczęście zdarza się coraz rzadziej, od kiedy zastosowałam się do poniższych zasad.


  • Kupuj z wyprzedzeniem, ale z umiarem. Nie musisz od razu kupować zapasu na cały rok. Jednak kiedy widzisz, że twój kosmetyk zbliża się do końca poszukaj nowego opakowania. Zaoszczędzisz sobie nerwów i nie będziesz musiała brać  z półki czegokolwiek (z czego i tak pewnie nie będziesz zadowolona), bo akurat Twój ulubiony nie jest dostępny.
  • Nie sugeruj się reklamą. Nie ma nic złego w tym by czasem sprawdzić jakąś nowość, która pojawiła się na rynku. Nie oszukujmy się jednak. W reklamie wszyscy są piękni i młodzi. Mają gładkie twarze i piękny uśmiech, pewnie nawet mając 100 lat wyglądają lepiej od nas, a to wszystko za sprawą zwykłego kremu i zwykłej pasty do zębów. Niestety rzeczywistość jest inna. Jeśli więc macie sprawdzone kosmetyki nie rezygnujcie z nich tylko dlatego, że w reklamie powiedzieli, że "skuteczność kremu potwierdza 95% testujących". Akurat Wy możecie być w tych 5%.
  • Sprawdź opinie w internecie. Często kiedy robię zakupy mam włączony internet w telefonie. Jeśli mam jakieś wątpliwości czy warto kupić dany produkt wyszukuję opinie na jego temat. Czasem porównuję też cenę. Jeśli dany produkt ma bardzo dobre opinie w różnych serwisach, a opinie te są rzetelnie napisane to kupuję go. Natomiast jeśli produkt ma słabe opinie po prostu rezygnuję z niego. Z czasem zobaczycie jak może to ułatwić zakupy. U mnie ten sposób sprawdza się nie tylko w przypadku kosmetyków, ale w zasadzie większość rzeczy, które kupuję przechodzi taką weryfikację.  
  • Zanim kupisz zapas dla całej rodziny, poproś o próbkę lub kup pojemność podróżną. Niby z jednej strony fajnie, bo możesz kupić taniej większe opakowanie, ale z drugiej strony co jeśli kupisz nietrafiony kosmetyk? Nie spodoba Ci się zapach lub dostaniesz wysypki? Wyrzucisz całe opakowanie? To po prostu marnowanie pieniędzy i wcale nie będzie taniej, a przy tym zwiększy się zanieczyszczenie środowiska.
  • Nie kupuj kosmetyków w kioskach,  na bazarach czy w małych sklepach. W takich miejscach nie masz pewności co do oryginalności kosmetyków oraz sposobu ich przechowywania.  Nie raz zdarzyło mi się odwiedzić mały lokalny sklep, gdzie kosmetyki pokryte były grubą warstwą kurzu. To jeszcze nic, gorszy jest np. podkład, który całymi dniami opala się na pełnym słońcu... Nie wiesz ile sobie tak już leży, czy ktoś go wcześniej otwierał, a może i używał? Z pewnością wszystko to wpływa na pogorszenie jakości kosmetyku.
  • Kupując w internecie kupuj w sprawdzonych miejscach. Uwielbiam robić zakupy w internecie. Ceny są niższe niż w sklepach stacjonarnych, zakupy możesz robić całą dobę, czasem przesyłka jest gratis, a do tego kurier wszystko przywozi prosto do domu. Bajka, a jednak nie do końca. Internet zalewa bowiem morze podróbek. Nie będę już nawet mówić o lekach czy suplementach diety, skupmy się na kosmetykach. Produkty te pochodzą z niewiadomego źródła, a ich skład nie jest znany. Wystrzegam się więc kupowania kosmetyków w serwisach allegro, olx, grupach na Facebook'u itp. Mam za to kilka sprawdzonych sklepów i drogerii.
  • Koniecznie sprawdzaj daty ważności. Czasem na promocjach zdarza się, że produkty są tańsze właśnie ze względu na kończącą się datę przydatności. Zdarza się też, że po prostu zalegają dłużej na półkach niż powinny stąd ich niższa cena. Mi zdarzyło się kiedyś kupić w internecie podkład, który jak się okazało miał 5 lat, został już zastąpiony nową wersją, a jego przydatność dawno się skończyła! 
  • Zwracaj uwagę na symbole na kosmetykach. Staraj się w miarę możliwości wybierać kosmetyki sygnowane przez "króliczka". Ten znak graficzny gwarantuje, że kosmetyk nie był testowany na zwierzętach. Dobrze, że coraz więcej firm decyduje się na tego typu ruch. Oprócz tego lubię kiedy kosmetyk ma certyfikaty np.że jest vegański czy ekologiczny. 
  • Nie kupuj kosmetyku kiedy opakowanie budzi wątpliwości. Czasem jest to brudna, zgnieciona tubka, zerwana plomba czy uszkodzony kartonik. 
  • Sprawdź listę składników. Od zawsze wyznaję zasadę "im mniej, tym lepiej". Jeśli chodzi o składy kosmetyków sprawdza się to idealnie. Jak tylko widzę, że kosmetyk ma skład na pół tubki to odkładam go na półkę. Staram się wybierać kosmetyki ekologiczne, oparte na naturalnych wyciągach roślinnych, wolne od parabenów, silikonów itp. 
  • Nie bierz pierwszej lepszej sztuki z półkiW marketach czy drogeriach kosmetyki stoją na oświetlonych półkach co sprawia, że nagrzewają się. Warto zatem sięgnąć w głąb półki i poszukać "lepszej sztuki",
  • Zastanów się nad rodzajem opakowania. Ja np. lubię kiedy kosmetyk ma aplikator i nie muszę wkładać do niego palców. Jest to bardziej higieniczne rozwiązanie, które przedłuża trwałość produktu. Wolę też kiedy kosmetyk jest w szczelnej tubce, która chroni przed światłem niż w przeźroczystym słoiczku, chociaż te słoiczki są czasem takie urocze...
Myślę, że te zasady są naprawdę przydatne i pewnie większość z Was stosuje przynajmniej część z nich. Niektóre z powodzeniem możecie wykorzystać podczas np.zakupów spożywczych. 
A Wy macie jakieś swoje zasady, których się trzymacie podczas zakupów? Czy może idziecie na żywioł? Koniecznie dajcie znać, bo może o czymś zapomniałam.
Niekończąca się historia, czyli moja opinia o ręcznej parownicy do ubrań Philips po kilku miesiącach użytkowania.

09:33

Niekończąca się historia, czyli moja opinia o ręcznej parownicy do ubrań Philips po kilku miesiącach użytkowania.

Nie lubisz prasować? Wkurza Cię ciągłe rozkładanie i składanie deski do prasowania? Szukasz szybszej i wygodniejszej metody by pozbyć się zagnieceń? Jeśli odpowiedziałaś na te pytania twierdząco to znaczy, że mamy dużo wspólnego, a ręczna parownica do ubrań to urządzenie stworzone dla Ciebie. 


Jakieś 5 miesięcy temu trafiła w moje ręce ręczna parownica do ubrań marki Philips. Produkt dla mnie zupełnie nowy. Chociaż wiele o niej słyszałam i czytałam, to jednak wcześniej nie miałam okazji go przetestować. Kiedy tylko parownica trafiła w moje ręce od razu poszła w ruch i sprawdziłam ją w zasadzie na wszystkim na czym można było. Oj tak fascynacja była ogromna i dosłownie całe dnie spędzałam z parownicą w ręku. Wiadomo każdy nowy gadżet cieszy na początku, a później wraz z upływem czasu zaczynamy dostrzegać jego wady. Często po takim teście, produkt wędruje do pudełka i więcej z niego nie wychodzi. Nie w tym wypadku! Parownica to bardzo wygodne i fajne urządzenie, które zastąpiło w naszym domu żelazko. 



Myślę, że zamiast skupiać się na danych technicznych przejdziemy od razu do konkretów. W pudełku oprócz parownicy znajdziemy rękawicę ochronną, instrukcję oraz szczotkę, która przyda się np. przy odświeżaniu poduszek. Sama parownica nie jest ciężka i wygodnie leży w dłoni, dzięki czemu łatwo się nią manewruje. Urządzenie jest banalnie proste w obsłudze. Wystarczy nalać wody do zbiorniczka znajdującego się w rączce, podłączyć parownicę do prądu, włączyć guzik i odczekać ok.40 sekund by parownica była gotowa do użycia. 



Następnie przykładamy parownicę do tkaniny, uwalniamy parę i chwilę później cieszymy się gładką bluzką czy sukienką. Czy to nie brzmi pięknie? Początkowo nie wierzyłam w żaden efekt, ale okazało się, że parownica działa jak żelazko (a nawet lepiej) i naprawdę dobrze radzi sobie z zagnieceniami i to nawet tymi konkretnymi i w trudno dostępnych miejscach. Idealnym przykładem jest moja bluzka, która parownicą została wyprasowana dużo szybciej niż kiedy robiłam to żelazkiem. 




Jeśli chcecie zobaczyć parownicę w akcji zapraszam do obejrzenia filmu:



A wśród Was są fanki parownicy? Czy może jednak żelazko jest dla Was wygodniejsze? 

Stoliczku nakryj się - zapraszam do kuchni na słodkie czarowanie.

02:03

Stoliczku nakryj się - zapraszam do kuchni na słodkie czarowanie.

Mikołajki to wyjątkowy czas dawania prezentów, który rozpoczyna u nas w domu świąteczne przygotowania. Zawsze oprócz prezentów kupionych w sklepie staram się przygotować coś samodzielnie. Są to różności od świątecznych ozdób czy drobnych gadżetów, skończywszy na słodyczach. Tym razem trafiło na czekoladowe muffinki, które wszyscy uwielbiamy. 

Oryginalny przepis znalazłam prawdopodobnie w internecie, ale szczerze powiedziawszy było to tak dawno, że nie pamiętam dokładnie. Wprowadziłam kilka modyfikacji i aktualnie przepis prezentuje się tak jak poniżej. Wykonanie jest dziecinnie proste i każdy sobie z pewnością poradzi.

Składniki Muffinek - 24 sztuki:
  • 300 g masła,
  • 300 g czekolady (dowolnej, u nas najlepiej sprawdza się mleczna, czasem mieszam ją z gorzką)
  • 600 g mąki
  • 4 łyżeczki proszku do pieczenia
  • łyżeczka sody oczyszczonej
  • 5 łyżek kakao
  • 1,5 szklanki cukru
  • łyżka cukru waniliowego
  • 4 jajka
  • 340 ml mleka 
Nie będę ukrywać, że takie muffinki to mega bomba kaloryczna, dlatego nie robimy ich zbyt często. Głównie jest to okres świąteczny i np. urodziny - czyli te dni kiedy człowiek pozwala sobie na więcej niż zwykle :)


Nasz muffinowy zestaw prezentuje się tak: 


Jeśli chodzi o przygotowanie jest tak łatwe, że dziecko sobie z nim poradzi. W jednej misce łączymy wszystkie suche składniki (mąkę, proszek do pieczenia, sodę, kakao, cukier i cukier waniliowy), następnie wszystko dokładnie mieszamy. Masło roztapiamy i studzimy.


Czekoladę kroimy na kawałeczki. Ja wolę takie większe - później są dobrze wyczuwalne w cieście. 


W drugiej misce mieszamy mleko i jajka.


Teraz wszystkie składniki łączymy razem. Do sypkich składników dodajemy mleko z jajkami, następnie dodajemy ostudzone masło, oraz czekoladę. Po każdym dodanym składniku mieszamy kilkukrotnie. Ciasto ma być lekko grudkowate, ale bez widocznej surowej mąki. Masę wykładamy do papilotek i wstawiamy do piekarnika rozgrzanego do 190 stopni C. W zależności od wielkości papilotek ciasto nakładam do 1/2 lub 3/4 ich wysokości, nigdy do pełna. Pieczemy ok. 25 minut do czasu aż muffiny urosną, na wierzchu pojawi się skorupka, a wetknięty patyczek będzie suchy. 


By wszystko miało jeszcze bardziej magiczny klimat warto zadbać o odpowiednie zaprezentowanie wypieków. W tym celu zaopatrzyłam się w spersonalizowaną paterę - tak by każdy wiedział, że te czary to właśnie ja. Patere możecie zamówić w sklepie MY GIFT DNA a ten konkretny model znajdziecie tutaj


Oto nasze gotowe muffinki. Czyż nie prezentują się uroczo?



Zabawa w fotografowanie tak mi się spodobała, że chyba częściej będę pokazywać się Wam w takiej formie. Niestety pochmurny dzień sprawił, że nawet moja jasna kuchnia stała się ponura, stąd zdjęcia nie wyszły tak jak miały wyjść :( Nie mniej jednak zabawa była świetna.



 Na koniec gdyby jeszcze ktoś miał wątpliwości pokażę Wam moje czary. Dodam, że patera na żywo prezentuje się super, a na gościach robi wrażenie nawet jak postawicie na niej zwykłe ciasteczka.


Lubicie muffinki? Czy może macie jakieś inne ulubione słodkie co nie co?
Cesarskie cięcie czy poród naturalny. Mam porównanie i wiem... A jakie jest Twoje zdanie?

11:29

Cesarskie cięcie czy poród naturalny. Mam porównanie i wiem... A jakie jest Twoje zdanie?

W życiu jak wiemy różnie bywa i nie zawsze jest tak jak sobie to zaplanujemy. Planowo obu synów miałam urodzić naturalnie, niestety drugiego urodziłam przez cesarskie cięcie. Chociaż jak się tak zastanowię to może i dobrze, bo przynajmniej wiem czym to pachnie.  
        

Do napisania tego artykułu zachęcił mnie reportaż jaki oglądałam kiedyś na TVN Style "Kontrowersyjna Cesarka". W skrócie powiem tyle, że program pokazuje jak sprawa wygląda na świecie.  Są bowiem lekarze, którzy walczą z rosnąca liczbą CC i w tym programie tłumaczą wiele kwestii. Jak wiadomo planowane CC jest porodem, który planuje się co do dnia i godziny - jest to na rękę dla lekarza. Natomiast poród naturalny to loteria, dlatego lekarze w niektórych krajach każą sobie za niego dodatkowo zapłacić, bo on musi być w pogotowiu cały czas! Dzieje się tak w krajach gdzie państwowa opieka medyczna praktycznie nie funkcjonuje i kogo stać ten decyduje się na prywatną opiekę. Poruszany jest również fakt, że dzieci urodzone przez cesarskie cięcie częściej miewają alergie czy inne choroby. Program ciekawy i myślę, że warto go zobaczyć.

Teraz powiem Wam jak to było u mnie. Pierwszego syna urodziłam prawie 9 lat temu w wieku 21 lat. Wtedy cesarskie cięcie nie było tak popularne jak teraz i były to zabiegi raczej konieczne. Pamiętam, że strasznie się bałam. Może nie zdążę do szpitala? Może coś pójdzie nie tak? Jednego tylko byłam pewna. Tego, że urodzę naturalnie choćby nie wiem co. Rozważałam opcję dodatkową - poród w wodzie, z którego ostatecznie później zrezygnowałam. Co do porodu wszystko trwało bardzo szybko, nie będę się tu rozpisywać szczegółowo, ale przyszła położna i powiedziała: Pani rodzi! Szybko idziemy na salę porodową. 
Po sali przeszłam się tam i z powrotem, pół godziny i po wszystkim. Syn wylądował na moim brzuchu. Myślę, że dużo dała tutaj opieka i doświadczona Pani położna, oraz możliwość porodu aktywnego w pozycji prawie pionowej. Po porodzie wspólnie z maluszkiem pojechałam na salę i niemal od razu mogłam się nim zajmować. Mogłam poruszać się swobodnie. Jedyny ból jaki odczuwałam to ból krocza podczas siedzenia, który przeszedł bardzo szybko. Byłam bardzo zadowolona.

Drugiego syna urodziłam w styczniu tego roku. Dużo moich koleżanek rodziło w podobnym terminie, więc pytałam jak będą rodzić. Wiecie, że są takie dziewczyny, które rodzą tylko przez CC bo taka jest moda i to jest wygodne? No nie będę ukrywać - byłam w szoku i zaczęłam mieć wątpliwości, że może jednak to jest lepsze? Przeanalizowałam wszystko dokładnie. Najbardziej bałam się "operacji" - nie bójmy się tego tak nazywać. Przecież to nie jest usunięcie pieprzyka z pleców, tylko rozcięcie powłok brzusznych! No dobra jestem cykor, boje się komplikacji więc będę rodzić naturalnie. 
Poród przebiegał podobnie jak poprzednio z tą różnicą, że w drugim etapie pojawił się problem - brak postępu. Nie będę też robić z siebie świętej - darłam się na cały szpital. No przecież rodzę to mi wolno :) A tak poważnie rodziłam bez znieczulenia, bo to które mi podali przestało już dawno działać. Po 3 godzinach  drugiego etapu miałam dość, myślałam, że zejdę tam. Wtedy stwierdzono brak postępu, a ja zgodziłam się na cc. Bałam się, że jeśli to będzie się przedłużać to może coś pójść nie tak i wtedy będzie za późno. Sam zabieg jest bezbolesny. Jedyne co zapamiętam do końca życia to moje uciekające w brzuchu dziecko. Dokładnie czułam jak chował się w górze brzucha. CC to takie wyrywanie na siłę. Dziwne uczucie. Po wyjęciu trafił na mój brzuch, ale na krótko. Później zabrali go na badania, karmienie i zobaczyliśmy się dopiero po kilku godzinach. Po cesarskim cięciu nie można się ruszać w zasadzie to się nawet nie da, wstawać też można dopiero po 8 - 12 godzinach w zależności "od szkoły". Do tego cewnik, okropny ból i często problemy z karmieniem. Mnie one na szczęście ominęły, bo mój poród zaczął się naturalnie, ale dziewczyny z mojej sali walczyły bardzo długo. Czym tu się zachwycać? Ja byłam szczerze rozczarowana, żeby nawet nie powiedzieć załamana.

Czasy się trochę zmieniły i teraz po obu rodzajach porodów wychodzi się do domu w tym samym czasie. Po pierwszym porodzie byłam w domu sama i ogarniałam wszystko, natomiast po drugim to ja się sobą ledwo dałam radę zająć, już nie mówiąc o zajmowaniu się dzieckiem. Po za tym rana bolała mnie bardzo długo, bałam się też komplikacji (np.rozejścia się szwów). Używałam silikonowych plastrów, maści dosyć długo - ranę czułam chyba z pół roku. 

Oczywiście wszystko opisałam w dużym skrócie. Jednak oba te porody to zupełnie dwie różne sprawy - przynajmniej dla mnie. Żeby też była jasność jeśli ktoś ma medyczne wskazania do CC to ja to rozumiem i nie neguje, bo tak musi być. Dziwie się tylko kiedy kobieta chce rodzić tyko tak i koniec, bo to jest "wygodne", ale to jej sprawa. No nie wiem czy jak bym zsumowała ten ból po CC to nie jest większy niż te kilka godzin porodu naturalnego, które i tak szybko zapominasz, dlatego jeśli będę miała jeszcze okazję to z pewnością zdecyduje się na poród naturalny. 

Proszę bez hejtu. Napisałam to nie żeby oceniać czyjeś zachowania, a jedynie opisać Wam mój punkt widzenia i poznać Wasze doświadczenia. Dlatego zachęcam do dyskusji. Jak u Was to wyglądało?

Guzek na piersi, Samobadanie, USG piersi, Poradnia Chorób Sutka, Biopsja Gruboigłowa. Moja historia.

13:43

Guzek na piersi, Samobadanie, USG piersi, Poradnia Chorób Sutka, Biopsja Gruboigłowa. Moja historia.

Tydzień temu obchodziliśmy Europejski Dzień Walki z Rakiem Piersi. Postanowiłam podzielić się z Wami moją historią. Dokładnie pamiętam ten dzień. Dni takich jak ten się nie zapomina. To dzień w którym wyczułam w piersi zmianę - dość duży guzek z łatwością wyczuwalny pod skórą, który w zależności od cyklu był momentami widoczny jako zgrubienie na piersi. Kiedy masz w najbliższej rodzinie przypadek złośliwego nowotworu piersi Twój strach jest ogromny. Od razu czujesz, że jesteś następna. Nie martw się, nie każdy guzek jest niebezpieczny. Wiem, że łatwo się mówi, ale uwierz mi strach nie jest najlepszym doradcą. Dlatego dzisiaj powiem Ci wszystko co powinnaś wiedzieć - wszystko to czego ja wtedy nie wiedziałam, a bardzo by mi wtedy pomogło. 


To był normalny zwykły dzień. Taki jak wszystkie inne dni w roku. Podczas porządków znalazłam ulotkę o tym jak dbać o piersi i przeprowadzać samobadanie. Z perspektywy czasu wiem,  że jest to najważniejsze badanie, które pozwala wykryć wczesne zmiany. To Twoje piersi i to Ty znasz je najlepiej. To Ty wiesz i czujesz kiedy coś jest z nimi nie tak. Dlatego pamiętaj o badaniu. W internecie znajdziesz sporo zdjęć i filmów, które pokażą Ci jak przeprowadzać je poprawnie, dlatego ja ten wątek pominę. 

Pomyślałam wtedy, a czemu nie, sprawdzę co tam u mnie słychać. Szok. Niedowierzanie. Coś wyczułam. Przez pewien czas sprawdzałam, czy na pewno coś tam jest. No przecież mogło mi się tylko wydawać. Później przyszedł etap strachu, czytania różnych rzeczy w internecie i udawania, że nic się nie dzieje. Tak cicho liczyłam, że to samo zniknie. Byłam niczym spłoszona zwierzyna, która gdzieś biegnie, sama nie wie gdzie ale liczy, że uda się jej uciec. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. To ten moment w życiu kiedy człowiek boi się iść do lekarza, bo boi się usłyszeć wyrok. No, ale przecież muszę, bo mam przed sobą całe życie. Nikt mi tu planów rujnował nie będzie. 

Pierwszym krokiem było wykonanie USG w celu sprawdzenia czy mi się jednak wydawało czy nie. Na NFZ niestety trzeba było czekać, więc zapisałam się prywatnie. Bardzo miła Pani doktor w asyście pielęgniarki przeprowadziły badanie. Oczywiście okazało się, że coś tam jest. Dostałam opis, film i kopa w tyłek. Tak kopa. Pani mi powiedziała, że jak bym była 45+ to mnie przyjmują na już, a że mi trochę brakuje to muszę ustawić się w kolejce i czekać. Poszłam więc grzecznie się zapisać do "Poradni Chorób Sutka". Nawet nie będę tego komentować ile mi kazali czekać. Na szczęście mam niedaleko inne miasto, gdzie czas oczekiwania do poradni był znacznie krótszy. Zapisałam się. 

Poradnia Chorób Sutka zajmuje się nie tylko pacjentkami, które mają niepokojące objawy, ale również tymi, które ich nie mają i chcą skontrolować swoje piersi. W poradni możemy skorzystać z pełnej diagnostyki radiologicznej jak i chirurgicznej. Jeśli macie jakieś wątpliwości to tam na pewno zostaną one rozwiane.

Doczekałam się. Pojechałam na badanie. Chyba nigdy w życiu się tak nie denerwowałam. W poczekalni większość kobiet na oko była 40+, może 2-3 osoby były poniżej tego wieku. Teraz moja kolej. Wchodzę i nawet nie wiem co mam mówić. Ledwo powstrzymuje się od płaczu. Lekarz (chirurg-onkolog) na którego trafiłam był bardzo miły. Przeprowadził wstępne badanie i wypisał skierowanie na biopsje gruboigłową. Porozmawialiśmy i było mi lżej. Od razu wychodząc z gabinetu wpisałam się na listę oczekujących. Czekam kolejne 2 tygodnie. 

Biopsja gruboigłowa to badanie, które polega na nakłuciu w znieczuleniu miejscowym specjalną igłą z nacięciem, które wypełnia się tkanką guza, a następnie wycięciu w ten sposób niewielkiego fragmentu tkanki do badania. Najczęściej jest wykonywana, gdy biopsja cienkoigłowa nie daje pewności postawienia właściwej diagnozy. 

Na biopsję przyjechałam w towarzystwie mamy. Z  tego co zdążyłam zauważyć każdy był z osobą towarzyszącą. Wiadomo tak jest raźniej. Średnia wieku wysoka, ale niższa niż ostatnio w poczekalni. Jedną dziewczynę zapamiętałam szczególnie - wiek podejrzewam ok.18 lat, wyglądała na uczennicę szkoły średniej. To było dla niej naprawdę ogromne przeżycie. Oczekiwanie w kolejce było męczące, nie wiesz co Cie czeka za drzwiami. Niektóre kobiety po wyjściu zachowywały się tak jak by przed chwilą ktoś im rwał zęba na żywca, bez znieczulenia. Robiło mi się słabo. Przecież to pewnie musi strasznie boleć. Ta jasne. Samo wkłucie igły jest bezbolesne. Jedyny ból jaki się pojawił to kiedy pobierano materiał - po polsku mówiąc igłą kręcono w zmianie. Muszę przyznać jest to po prostu nieprzyjemne. Teraz kolejne 2 tygodnie czekania na wynik.

Nareszcie są wyniki biopsji. W gabinecie dowiaduje się, że to włókniak. Oczywiście pada pytanie co z nim robimy. Wycinamy? Zostawiamy? W zasadzie nie zastanawiałam się długo, postanowiłam, że zostaje ze mną. Lekarz moją decyzję skomentował: "w końcu to jest Pani cząstka". Z tego co mówił wywnioskowałam, że podjęłam dobrą decyzję. Naczytałam się, że o wycięciu pojawia się więcej zmian, czułam podświadomie, że tak będzie lepiej. Teraz jestem pod stałą opieką. Muszę się regularnie badać i cieszyć życiem. Nic innego mi nie pozostało - przecież nigdy nie wiemy w którym momencie życia spotka nas coś złego.

Kiedy było już po wszystkim czułam, że muszę coś zrobić. Moje włosy były na tyle długie, że mogłam je oddać na perukę. Postanowiłam dać im "nowe życie" i oddać je komuś, komu mogą sprawić radość. Jeśli jesteście ze mną od początku to na pewno widzieliście mój post, jeśli nie to możecie poczytać o tym -> tutaj. 




A Ty się badasz? Pamiętasz o regularnych wizytach u specjalistów? 


DIY : Jak zrobić własną skarbonkę? + pytanie do Was

14:35

DIY : Jak zrobić własną skarbonkę? + pytanie do Was

Czy macie swoją skarbonkę? Ja ostatnio szukałam czegoś ładnego i wyjątkowego, co by pełniło funkcję nie tylko skarbonki ale i ozdoby. Niestety ceny powalają, a przecież ma to służyć oszczędzaniu, a nie wydawaniu. Zamiast kupować, można ją po prostu zrobić samemu. 


Mam manię chomikowania i wszystko co może się przydać trafia do mojej dużej szafy. Trafiły tam również te ładniejsze pudełka Glossybox i Shinybox. Wiadomo - zawsze mogą się przydać. Kiedyś zrobiłam z nich komodę i trzymałam w niej swoją biżuterię. Teraz przyszła kolej na skarbonkę. 

Najważniejsze czego potrzebujemy to pudełko, może być Shiny lub Glossy box. Ewentualnie możecie użyć innego pudełeczka, które macie pod ręką. Ja wybrałam właśnie te ze względu na ich trwałość. Są wykonane z naprawdę twardej tektury i przetrwają sporo. A już na pewno sporo udźwigną. Oprócz nich potrzebna będzie linijka, ołówek, nożyk i klej na gorąco - że tak powiem niezbędnik każdego majsterkowicza. 




Wykonanie jest banalnie proste. Pierwszym krokiem jest wykonanie otworu na środku pokrywy pudełka, przy pomocy linijki oraz ołówka zaznaczamy środek i wycinamy. Jeśli pokrywa ma jakiś konkretny wzór, to może zdarzyć się tak, że dziurka nie zawsze będzie pożądana na środku. Czasem lepiej będzie wyglądać w innym miejscu, wtedy musimy zaznaczyć otwór wykonując nakłucia w wybranym miejscu od zewnętrznej strony. Następnie wycinamy. 



Otrzymujemy dziurkę, przez którą będziemy umieszczać nasze oszczędności wewnątrz skarbonki. Ja specjalnie zrobiłam mały otwór, tak by przecisnąć przez niego monetę 5-cio złotową - jeśli ona się zmieści pozostałe nominały również się zmieszczą, a otwór nie będzie na tyle duży by coś wypadło ze środka.


By nasz skarbonka nie otwierała się zabezpieczamy jej boki klejem na gorąco. Aby ją później otworzyć, trzeba go będzie rozerwać. Takie zabezpieczenie w zupełności wystarczy.



Tak oto w prosty i tani sposób otrzymujemy ładnie wyglądające pudełko, które tak naprawdę jest naszą skarbonką. Jeśli nie macie "ładniejszej" wersji tych pudełek lub nie pasują Wam do wnętrza wystarczy odrobina wyobraźni, trochę tapety czy papieru do pakowania prezentów i możecie stworzyć to co tylko zechcecie. 


Teraz przyszła kolej na moje pytanie. Dotyczy ono dzisiejszego postu, który jest postem testowym. Mianowice chciałam zapytać co sądzicie o tego typu postach? Chcecie sprytne i tanie rozwiązania, które z powodzeniem możecie wykorzystać u siebie? Jeśli tak to proszę o opinie w komentarzach. Chętnie też dowiem się o czym chcecie przeczytać następnym razem. 



Szumiący miś zbędny gadżet czy niezbędne akcesorium?

14:35

Szumiący miś zbędny gadżet czy niezbędne akcesorium?

Myślę, że Szumisia zna już większość z Was. Jeśli nie z osobistych doświadczeń to przynajmniej z opowiadań innych rodziców. Do stycznia tego roku należeliśmy do grona tych osób, które słyszały na jego temat różne historie, jednak od pół roku jesteśmy szczęśliwymi rodzicami jednego z takich Misiaków. Poznajcie naszą historię. 

szumiący miś szumiś wishbear

Na początek co nie co o samym Misiu. Wishbear to mały pluszowy przyjaciel noworodków i niemowlaków, a także ich rodziców. Wspiera maluszki w spokojnym śnie. Jest to pierwsza szumiąca zabawka w całości stworzona i produkowana w Polsce. Posiada pozytywną Opinię Instytutu Matki i Dziecka dla dzieci z trudnościami w zasypianiu. Misie dostępne są w różnych wersjach kolorystycznych łap - u nas wersja pomarańczowa.

szumiący miś szumiś wishbear

Naszego Wishbear'a kupiliśmy jak tylko urodził się nasz synek. Spodobała mi się ta urocza mordka patrząca na mnie z pudełka i już wiedziałam, że muszę go mieć. Misiak zapakowany jest w kolorowe tekturowe pudełko, więc idealnie nada się na prezent. Wewnątrz pudełka znajdziemy misia, pokrowiec, instrukcje i co najważniejsze "serce szumiącego". 

szumiący miś szumiś wishbear

szumiący miś szumiś wishbear

Poziom szumu można regulować, a niektóre Misie wyposażone są w "CRYsensor" - czujnik wyczuwa płacz dziecka i aktywuje szum. Nasz go nie posiadał. Dźwięk po aktywacji działa przez 40 minut, ale możemy go również wyłączyć sami.

szumiący miś szumiś wishbear

Muszę przyznać, że nasza znajomość nie od razu dobrze się układała. Kiedy nasz synek miał nieco ponad tydzień mam wrażenie, że bał się tego dźwięku. Po włączeniu misia zaczynał jeszcze bardziej płakać. Próbowaliśmy, ale płacz się nasilał. Pewnego dnia szok! Podczas jednej z prób dziecko przestało płakać, jak by je ktoś pilotem wyciszył. Inteligentna mama doszła do tego, że jak Szumiś jest głośniej to maluch się uspokaja. Może Jasiu płakał, bo chciał głośniej? Tego niestety się nie dowiemy, ale dokładnie od tamtej pory Miś musiał zawsze być pod ręką. U nas najlepiej się sprawdzało jak szary przyjaciel leżał przytulony do głowy Jasia lub na jego brzuszku, wtedy działał najskuteczniej. 

szumiący miś szumiś wishbear

Teraz nas synek skończył 5 miesięcy i Miś nadal mu towarzyszy, ale już nie jako uspokajacz, a raczej jako zabawka. Miś oprócz funkcji "szumu" ma również szeleszczące uszy i kolorowe nogi. Na zakończeniach nóg znajdują się magnesy, dzięki nim misia możemy zamontować wszędzie (łóżeczko, pałąk wózka, uchwyt nosidełka czy nasza ręka). My sadzamy go na brzuchu naszego synka, on go łapie nogami i rękami. To dla niego nie tylko doskonała zabawa, ale i forma ćwiczeń. 

Prawdziwi przyjaciele patrzą sobie prosto w oczy :)

szumiący miś szumiś wishbear

Jesteśmy zadowolonymi posiadaczami szumiącego pluszaka i gdybym teraz miała go kupić, zrobiłabym to ponownie. W naszym wypadku okazał się niezbędny i warto go mieć nawet przez kilka miesięcy. Pomógł nam bezboleśnie przetrwać etap kiedy dzieci mają kolki i problemy ze snem. Dzięki niemu nasz synek przesypiał całe noce, budząc się tylko na jedzenie. A jak się u Was sprawdził? Szumienie pomogło? 

Czy wiesz, że wystarczy tylko rok by całkowicie zmienić swoje życie? Przeczytaj mój post i przekonaj się o tym. Cz.II

03:06

Czy wiesz, że wystarczy tylko rok by całkowicie zmienić swoje życie? Przeczytaj mój post i przekonaj się o tym. Cz.II

Witajcie w części drugiej :) Osoby, które jeszcze nie miały okazji przeczytać części pierwszej zapraszam -> tutaj. Pozostałych zachęcam do dalszego czytania.

Jak wspomniałam w poprzednim poście miniony rok był dla mnie bardzo intensywny, na szczęście przeżyłam i powracam z nową energią. W skrócie można powiedzieć trzy pogrzeby i ślub. Nie było łatwo, ale to już za nami. Natomiast Nowy Rok nam to wszystko wynagrodził i 4 stycznia urodził się nasz bobas, ale o tym będzie innym razem...

Lipiec 2016

Jak wspomniałam poprzednio udało mi się uzyskać tytuł magistra. Oczywiście dla mnie to za mało, więc w międzyczasie zapisałam się na studia podyplomowe z Zarządzania Systemami Logistycznymi. W lipcu odebrałam dyplom i tym akcentem chwilowo zakończyłam edukację. Jednak wyznaję zasadę, że człowiek uczy się przez całe życie i mam już na oku jeden bardzo interesujący kierunek.




Sierpień 2016

Zdecydowanie sierpień to "nasz" miesiąc. Po wielu latach i przeciwnościach doczekaliśmy się. 13 sierpnia powiedzieliśmy sobie sakramentalne TAK. Całą organizacją zajęliśmy się sami i przyznam szczerze, że była to czysta przyjemność. Temat organizacji ślubu i wesela jest tak obszerny, że z pewnością pojawi się jeszcze nie raz. 




Wrzesień 2016

Wrzesień to jak wiadomo początek roku szkolnego. Akurat tak się złożyło, że mój przedszkolak poszedł do pierwszej klasy. Wiadomo nowe otoczenie, nowe obowiązki. Jak to każda matka obawiałam się. Na szczęście klasa jest mała, wszystkie dzieci dobrze się znają i mają fajną Panią, którą bardzo lubią. Lepiej być nie mogło.




Październik 2016

Jeden z wielu miesięcy kiedy nic się nie działo i nic nie musieliśmy robić. Dzięki temu mogliśmy na spokojnie rozpocząć kompletowanie wyprawki dla naszego nowego członka rodziny.



Listopad 2016

Jeśli kiedyś mieliście okazję szukać dla siebie autka i nie chcieliście by była to pierwsza lepsza "igła" od "Niemca, który płakał jak sprzedawał" to wiecie jakie to trudne. Po miesiącach poszukiwań tego idealnego ostatecznie zdecydowaliśmy się pozostać wierni marce, której ufamy od lat i kupić nasze ciasne ale własne auto. Sukces! W listopadzie wreszcie się to udało.




Grudzień 2016

Święta w tym roku spędziliśmy jak na szpilkach. Termin mojego porodu wyznaczony jest na styczeń, więc tak naprawdę w każdej chwili może nas zaskoczyć. Moja waga dobiła do 67 kg! Wiecie jak wygląda szczupła kobieta z piłką zamiast brzucha? No to patrzcie :)


Kończąc moje wypociny chciałam podziękować Wam za to, że jesteście i byliście ze mną w tych złych i dobrych momentach. Dziękuję przede wszystkim za Wasze wiadomości i miłe słowa :) 

Czy wiesz, że wystarczy tylko rok by całkowicie zmienić swoje życie? Przeczytaj mój post i przekonaj się o tym. Cz.I

13:17

Czy wiesz, że wystarczy tylko rok by całkowicie zmienić swoje życie? Przeczytaj mój post i przekonaj się o tym. Cz.I

Witajcie. Jakiś czas mnie z Wami nie było, ale już wychodzę na prostą i wracam w internety, nadrabiając zaległości. Przez ten czas działo się tak wiele rzeczy, że czasami brakowało czasu na sen. Nie leniuchowałam – wręcz przeciwnie mój harmonogram był mega napięty. Bywało, że mój dzień zaczynał się bladym świtem o 4:45, a kończył niewiele wcześniej, bo o 2:00 w nocy. W tym czasie zrealizowałam wiele życiowych planów, a moje życie bardzo się zmieniło, można powiedzieć że zaczęłam zupełnie nowy etap. Dotyczy to zarówno podstawowych rzeczy jak wymiana telefonu na sytuacji życiowej kończąc. Jakiś czas temu rozpoczęliśmy 2017 rok i myślę, że to dobra okazja na podsumowanie tego co za nami. Z racji obszerności podsumowanie podzieliłam na dwa posty, w jednym było ciężko się zmieścić.


 Styczeń 2016

Styczeń zapoczątkował zmiany w moim życiu. Jak wiecie w grudniu ścięłam włosy. Wykryto u mnie guzka na piersi, a w tym samym czasie moja ciocia walczyła z nowotworem złośliwym właśnie piersi. Gdy potwierdziło się, że wszystko jest postanowiłam żyć na pełnym gazie i korzystać z każdego dnia. Nigdy nie wiemy czy nie jest on naszym ostatnim.





Luty 2016

Moje przejścia utrudniły mi obronienie pracy dyplomowej w terminie. Na szczęście w lutym nadrobiłam zaległości i oficjalnie stałam się magistrem inżynierem w zakresie logistyki. Z jednej strony byłam mega szczęśliwa, że mam to już za sobą, z drugiej było mi smutno, że muszę się rozstać z uczelnią. Studia były dla mnie czystą przyjemnością. Poznałam wielu wspaniałych ludzi, a przede wszystkim studiowałam to co sprawiało mi przyjemność. 

W tym miesiącu rozpoczęłam remont, który jak się później okazało nie był taki prosty i trwał baaardzo długo. Śmiałam się, że był to remont w stylu „nasz nowy dom” tylko, że zamiast 5 dni trwał 5 miesięcy z drobnymi przerwami. W lutym udało się zamknąć temat łazienki.


Marzec 2016

W marcu świętowaliśmy Wielkanoc. Osobiście bardzo lubię święta. Myślę, że głównie ze względu na czas spędzony z rodziną i dekoracje, które mogłabym gromadzić i gromadzić. Zawsze znajdę coś ładnego. Czy Wy też tak macie? Myślę, że to u nas kobiet zupełnie normalne. Chociaż kto wie, mogę się mylić… 
Przed świętami udało nam się jeszcze odświeżyć przedpokój. 


Kwiecień 2016

W kwietniu mój przedszkolak świętował 7 urodziny. Tak jak ja jest bykiem i dzieli nas tylko 9 dni. W sumie było by fajnie gdybyśmy mieli urodziny jednego dnia. Według mnie 7 lat to poważna sprawa,  bo tak naprawdę zaczyna się pierwsze poważne życie, kiedy to trzeba wstawać rano, chodzić do szkoły, nosić ciężki tornister i uczyć się. Jak widzę te biedne dzieci to tak sobie myślę, że lepiej jest pracować. 

W temacie remontu odświeżyliśmy pokój mojego synka. Ściany pomalowane zostały nową farbą Dekoral Clean & Color. Pisząc podsumowanie po roku użytkowania mogę powiedzieć, że jestem z niej bardzo zadowolona. W pokoju dziecięcym ściany bardzo szybko się brudzą, wie to każdy kto ma dzieci. Na szczęście farba nadal ma intensywny kolor i dobrze się zmywa, a ściany pozostają czyste.


 Maj 2016 

Jeden z moich ulubionych miesięcy w roku. W maju są w końcu moje urodziny, po za tym ziemia zaczyna żyć zieleniąc się dookoła. W tym roku było jednak inaczej... W przeciągu dwóch tygodni pożegnaliśmy dwie osoby z najbliższej rodziny. Pierwszy raz byłam na pogrzebie dziecka, które za 11 dni obchodziło by swoje pierwsze urodziny. Dalej nie mogę sobie tego poukładać, ale z czasem jest lżej. Będąc z boku na pewno jest łatwiej, nie wyobrażam sobie co w takich chwilach przeżywają rodzice... W naszym wypadku niespodziewana śmierć zbiegła się dokładnie z wiadomością o ciąży.

Remont chwilowo stanął w miejscu, po pierwsze z braku czasu, a po drugie ze względów finansowych - w sierpniu jest nasz ślub i pochłonęło to sporo naszych wydatków. W tym miesiącu udało nam się załatwić nauki przedmałżeńskie i poradnie, które są niezbędne w przypadku ślubu kościelnego. Jeśli chodzi o przygotowania weselne to jest to temat na osobne pisanie. Moje samopoczucie zaczęło się pogarszać. Nawał obowiązków zaczął mnie przerastać. Po za pracą na pełny etat, wychowywaniem synka, zajmuje się domem i organizacją wesela, do tego musiałam ogarnąć jeszcze remont i uczelnie... Z czegoś musiałam zrezygnować i nieco zwolnić.


 Czerwiec 2016

Moje zmęczenie rośnie, a ogólny stan zdrowia się pogorszył, ostatecznie skończyło się L4. Podobno najtrudniejsze są pierwsze miesiące, niestety ja wiem, że w moim wypadku to może potrwać znacznie dłużej. Nie chce mi się nic, czasem nawet wstać z łóżka, ale muszę. Codziennie rano wyprawiam mojego synka do zerówki. 

W tym miesiącu głównie skupiliśmy się na organizacji wesela. W końcu nasz wielki dzień już niedługo. Zaprosiliśmy już wszystkich gości, kupiliśmy garnitur oraz wszelkie dodatki dla Pana Młodego, podjęliśmy ostateczne decyzje co, jak i kiedy. Pozostało tylko czekać, aż goście potwierdzą swoją obecność.



 
Zapraszam Was na drugą część podsumowania w kolejnym poście. Będzie przyjemnie i kolorowo, a tymczasem...   

Wszystkim życzę wesołych, spokojnych i rodzinnych Świąt Wielkanocnych. Ten kwietniowy, świąteczny czas niech będzie dla Was chwilą wytchnienia i okazją do uśmiechów. A ponadto życzę wesołego jajka, kolorowych pisanek, kicającego zająca oraz mokrego Lanego Poniedziałku. 


Zmieniając siebie, możemy pomóc też innym...

11:20

Zmieniając siebie, możemy pomóc też innym...

    Witajcie! Historia, którą Wam dzisiaj opowiem ciągnie się za mną od połowy tego roku. Wszystko zaczęło się podczas porządków. Porządków w stylu "Perfekcyjna Pani Domu" - przeglądamy to co mamy i wyrzucamy co się da. Właśnie wtedy trafiłam na ulotkę "samobadanie piersi". Dało mi to dużo do myślenia, dodatkowo dużo się teraz słyszy jakie to ważne, żeby się badać. Moja pierwsza myśl: "co mi szkodzi sprawdzę, przecież i tak nic nie znajdę". Myliłam się. Znalazłam guzek. Najpierw nie chciałam uwierzyć, więc sprawdzałam i sprawdzałam czy on rzeczywiście tam jest, czy może przypadkiem się pomyliłam. Później ogranął mnie strach, że to już koniec, że jest źle, że co teraz będzie przecież mam dopiero 27 lat i całe życie przed sobą. Długo zajęło mi zbieranie się w sobie i pójście na USG. Kiedy już tam dotarłam moje obawy się potwierdziły, guzek jest. Kolejnym etapem była wizyta w "pradni chorób sutka" wszystko fajnie jeśli mamy 50+ wtedy można powiedzieć przyjmują nas z mety. W innym wypadku musimy czekać. Później wizyty, biopsja i wycięcie "obiektu". Na korytarzach masa ludzi w różnym wieku. Głównie kobiety od ok.18 do pewnie 70 lat. W moim wypadku wszystko zakończyło się dobrze, niestety nie zawsze tak się to kończy. Dlatego pamiętajcie o badaniach, by zdążyć wyprzedzić najgorsze!

    Dużo myślałam w ostatnim czasie. Chciałam zrobić coś zarówno dla siebie jak i dla innych. Tak zrodził się pomysł by ściąć włosy i oddać je na perukę dla osób po chemioterapii. Cała akcja nazywa się "Daj Włos" organizowana jest przez Fundację Rak'n'Roll Wygraj Życie. Szczegóły tutaj.

Decyzja nie była łatwa, ale udało się. Oto i moje skromne 35 cm:

Zdjęcia szału nie zrobią, bo jakoś sama sobie nie umiem ich robić, ale myślę, że da się przeżyć. Oto i nowa ja: 


Przypominam Wam jeszcze o trwającym konkursie! Tutaj
Święta tuż, tuż... cz.1 kreatywne prezenty D.I.Y.

04:37

Święta tuż, tuż... cz.1 kreatywne prezenty D.I.Y.

Witajcie! Tak jak obiecałam niedawno pojawią się na blogu posty związane z tematyką świąteczną, przyszła pora na pierwszy z nich. Dzisiaj pokażę Wam jak można się wyróżnić i nie kupować swojego prezentu w pierwszym lepszym sklepie, a dodatkowo będzie to prezent do 50zł. Chociaż i tak sklep będziemy musieli odwiedzić by zakupić składniki niezbędne do wykonania naszych prezentów. Pomysły, które zobaczycie poniżej przełamują granicę i pokazują nam jak niewiele trzeba by tworzyć piękne, niepowtarzalne przedmioty. Pora zerwać z nudą i rutyną!

1. Pewnie większości z Was znaną opcją - drobnego upominku - są własnoręcznie wykonane pierniczki. Myślę, że z wykonaniem każdy sobie poradzi - dla tych bardziej wprawionych mamy do wykonania piernikowe choinki, chatki i zwierzątka. W sklepach można spotkać przeróżne foremki, które ułatwiają całe zadanie. Takie własnoręcznie wykonane pierniczki, będą również smakowitą ozdobą naszej choinki - warto więc podczas pieczenia pomyśleć o otworku za który będzie je można później powiesić.


2. Kolejnym prezentem, który możemy wykonać w domu są przedmioty uszyte przez nas. Jeśli tylko umiemy szyć to mamy pole do popisu. Możemy wykonać nie tylko zabawki dla najmłodszych, ale również ozdoby, poduszki, zawieszki, bombki... wszystko zależy od naszego pomysłu. Takie prezenty są naprawdę oryginalne i mi osobiście bardzo się podobają. Mój synek uwielbia zwierzątka, ja natomiast poduszki - oboje lubimy niepowtarzalne przedmioty. Jest wiele miejsc w internecie, gdzie można znaleźć niepowtarzalne materiały w kuponach (kawałki w różnych rozmiarach) - nie musimy kupować dużych ilości.


3. Kolejnym pomysłem będzie ręcznie wykonana biżuteria. Możemy wykonać ją z koralików, koronki, na szydełku... Tu znów mamy dowolność zarówno materiału jak i wykonania. Jeśli tylko masz czas i cierpliwość, to jesteś w stanie wykonać biżuterię SAMODZIELNIE w domu. W internecie znajdziesz ogrom filmików instruktażowych, oraz sklepów gdzie można kupić niezbędne akcesoria. Ja wykorzystuję zdobyte umiejętności do tworzenia różnego rodzaju ozdób, nie tylko biżuterii.

4. Opcja dla zaawansowanych - ORIGAMI. W tworzeniu przedmiotów samodzielnie, dobrze widzieć je oczami wyobraźni. Wiem, dla niektórych to brzmi kosmicznie, ale to prawda. Tworząc jakiś przedmiot już na początku, wiem jak będzie wyglądać po ukończeniu - to pomaga w pracy. U nas wraz z nadejściem zimy pojawił się łabędź. Kolejna metoda, która pozwala stworzyć co tylko sobie wymyślimy. Nie tylko zwierzątka, ale i piękne ozdoby. My aktualnie myślimy nad tym jak stworzyć ciężarówkę :) Fajna zabawa, która pomaga się zrelaksować i doskonale ćwiczy mózg.


5. Z racji tego, że zmęczyłam Was poprzednimi pomysłami, przyszła kolej na coś lżejszego. Do wykonania tego prezentu wystarczy nam komputer i dobra drukarka, lub jak wolimy można zamówić wydruk w internecie. Mowa o kalendarzu, który w tym roku okazał się u nas prezentowym hitem. Wiem kalendarz - szału nie ma, ale mowa o kalendarzu według naszego projektu. Kolejny prezent, gdzie nie ma ograniczenia. Kalendarz może być mały, może być duży. Możemy zaznaczyć sobie wszystkie ważne daty, a nawet dodać dowolny tekst. Możemy również co najważniejsze dodać nasze wybrane zdjęcia. Dla dziadków mogą to być zdjęcia wnuków, dla przyjaciół wspólne zdjęcia z imprez, dla faceta jakieś nasze hot zdjęcia... Jednym słowem w zależności dla kogo ma być prezent, zawsze znajdzie się coś odpowiedniego. Ja zrobiłam kalendarz dla mojej drugiej połówki i tak się spodobał, że musiałam zamówić pod choinkę kolejne trzy.



Jak podobają Wam się moje propozycje? Jeśli ktoś będzie potrzebował pomocy w jakiejś kwestii związanej z tematem chętnie pomogę :)