10:41
VIANEK łagodzący krem BB do cery podrażnionej - lekka alternatywa dla podkładu
Jak wiecie jestem posiadaczką cery problematycznej i najchętniej ukryła bym jej niedoskonałości pod bardzo dobrze kryjącym podkładem. Jednak lubię kiedy moja skóra oddycha, nie jest obciążona, a przy tym jej koloryt jest przynajmniej wyrównany, dlatego na co dzień częściej sięgam po kremy BB. Podkłady zostawiam raczej na wielkie wyjścia. Ostatnio w boxie Pure Beauty - Enjoy The Sunshine znalazłam krem BB marki Vianek.
Łagodzący krem BB jest lekkim i wielofunkcyjnym kosmetykiem do pielęgnacji twarzy na dzień. Zawiera filtry fizyczne chroniące skórę przed szkodliwym działaniem promieni słonecznych. Dzięki naturalnym pigmentom wyrównuje koloryt, koryguje niedoskonałości oraz rozświetla. Dzięki zawartości składników nawilżających i łagodzących, krem może być aplikowany samodzielnie lub może stanowić świetną bazę pod inne kosmetyki kolorowe.
Krem zamknięty jest w wygodnej buteleczce z pompką. Na opakowaniu znajduje się grafika kojarząca się z marką Vianek. Kosmetyk w nowej wersji występuje w dwóch odcieniach: jasnym i ciemnym. Mi trafiła się wersja jasna o lekko beżowym kolorze. Fajnie, że producent pomyślał i w ofercie pojawiła się wersja w jasnym odcieniu, początkowo krem był tylko w wersji ciemnej. Krem ma kremową, ale lekką konsystencję. Dzięki lekkiej konsystencji wygodnie się aplikuje na twarz (ja nakładam go po prostu palcami). Po nałożeniu pozostawia na skórze film, który po chwili wchłania się, a kolor stapia z odcieniem skóry. Krem BB stapia się z cerą i staje wręcz nie widoczny. W ciągu dnia pozostaje niezmieniony, dając naturalny i świeży wygląd. Dzięki temu, że nie roluje się można zastosować go samodzielnie lub pod podkład. Krem będzie dobrą bazą pod makijaż.
Po nałożeniu widać różnicę w odcieniu skóry, a kremu BB.
Natomiast po rozprowadzeniu krem stapia się ze skórą.
Jeżeli chodzi o działanie to krem ładnie wyrównuje kolor i maskuje delikatne niedoskonałości. Jako kosmetyk na co dzień sprawdzi się świetnie u osób, które nie szukają mocnego krycia. W przypadku cery problematycznej podkład radzi sobie bardzo dobrze: nie zapycha, a skóra zyskuje blask oraz świeży wygląd. Jest to kosmetyk, który sprawdza się zarówno jako krem jak i lekki podkład, wyglądając na twarzy bardzo naturalnie. Krem jest bardzo trwały i utrzymuje się na twarzy prawie przez cały dzień. Dużym plusem kremu jest dla mnie fakt, że nawet w przypadku mojej problematycznej cery z powodzeniem mogę stosować go codziennie bez ryzyka zapchania porów czy powstania niedoskonałości. U mnie ten produkt sprawdził się bardzo dobrze.
Używacie kremów BB? Znacie krem marki Vianek?
03:55
Szukasz naturalnej, wybielającej pasty do zębów? Wypróbuj pastę Himalaya SPARKLY WHITE
Na pastę Himalaya trafiłam pierwszy raz wiele lat temu. Chyba nawet przewinęła się przez mój blog, a może pojawiło się chociaż jej zdjęcie w jakimś poście zakupowym. Dzisiaj chciałam napisać o niej nieco więcej, bo jest to dobra alternatywa dla tradycyjnych past do zębów. Akurat pojawiła się w boxie Pure Beauty, więc mam ku temu okazję.
Ziołowa pasta Himalaya zgodnie z opisem producenta oparta jest na technologii enzymów roślinnych z papai oraz ananasa. Delikatnie usuwa przebarwienia, nie zawiera fluoru, zapobiega powstawaniu przebarwień oraz płytki nazębnej. Dodatkowo chroni przed krwawieniem oraz zapaleniem dziąseł. Zapewnia 12 godzinną ochronę oraz świeży oddech. Czyli robi to co dobra pasta robić powinna, ale czy na pewno jest to prawdą?
Himalaya Herbals, Wybielająca pasta do zębów Sparkly White - Lśniąca biel
Cena, opakowanie, skład, właściwości
Skład może i nie jest jakiś idealny, ale naprawdę przyzwoity. Najważniejszą informacją jest to, że pasta nie zawiera fluoru. Dodatkowo w składzie znajdziemy ekstrakty roślinne i wyciągi ziołowe. Nie znajdziemy w nim natomiast parabenów czy chemicznych wybielaczy. Pasta zawiera m.in. bromelinę, papainę, olejek cynamonowy czy olejek goździkowy. Zawartość tych składników sprawia, że pasta posiada właściwości usuwające odświeżające, bakteriobójcze, antyseptyczne czy usuwające płytkę nazębną.
Sama pasta jest bardzo gęsta i biała. Jej konsystencja jest dużo bardziej zbita niż w zwykłej paście, dzięki temu pasta nie zlewa się ze szczoteczki. Pachnie bardzo delikatnie i przyjemnie, trochę miętowo, trochę ziołowo. Jeśli chodzi o smak to jest słodkawy, a zarazem miętowy. Dosyć ciekawy.
Moim zdaniem
Niewątpliwie zaletą pasty jest brak fluoru w składzie. Tradycyjne pasty podczas mycia zębów bardzo się pienią. Powstała piana podrażnia bardzo moją jamę ustną, mam wrażenie, że jej działanie jest dla mnie za mocne. Jeszcze po myciu długo czuje pieczenie. Pasta Himalaya chociaż się pieni, to ta piana jest inna - bardziej kremowa i delikatna w działaniu. Muszę przyznać, że mimo swojej delikatności jest skuteczna i daje długotrwały efekt odświeżenia. Jeżeli chodzi o efekt wybielający, to jest to pasta usuwająca osady z zębów, dzięki czemu zęby są czyste i błyszczące. To wystarczy by uśmiech prezentował się ładnie i naturalnie. Moim zdaniem jest to pasta na którą warto zwrócić uwagę.
Znacie pasty Himalaya? Używacie ich?
03:56
MÓJ HIT MBEAUTY ODBUDOWUJĄCA MASKA-SERUM Z OLEJKIEM KOKOSOWYM I PROBIOTYKAMI NA TKANINIE
Bardzo lubię maseczki, zwłaszcza typu peel-off lub na tkaninie. Po ich użyciu nie trzeba zmywać z twarzy pozostałości maseczki i skóra wygląda naprawdę świetnie. Dzisiaj chciałam pokazać Wam odbudowującą maskę MBeauty z olejkiem kokosowym i probiotykami. Maseczka była od dawna na mojej liście, więc ucieszyłam się kiedy znalazłam ją w boxie Pure Beauty Kosmetyczna WySPA o którym pisałam tutaj.
Maska od MBeauty była pierwszym kosmetykiem, który przetestowałam z boxa. Widziałam, że miała dobre opinie, więc nie było na co czekać. Dodatkowo znalazłam ją na promocji w sklepie internetowym i pomyślałam, że jak będzie ok to od razu zrobię sobie zapas. Ostatecznie kupiłam kilka różnych maseczek :)
Płat maski jest duży, ale lekki dzięki temu dobrze przylega do twarzy i nie odkleja się w czasie noszenia. Jednak jeżeli będziemy aktywnie się poruszać to niektóre miejsca mogą wymagać poprawienia. Muszę przyznać, że koreańska marka MBeauty zaskoczyła mnie pozytywnie jak miękka i przylegająca jest ta maseczka. Co do serum to w składzie zawiera m.in. glicerynę, olej kokosowy, ekstrakt z zielonej herbaty, wodę z kwiatów róży czy wyciąg z szałwii lekarskiej.
Jako posiadaczka cery mieszanej, problematycznej ze skłonnością do niedoskonałości oceniam maskę świetnie. Trzymałam ją na twarzy przez 20 minut, potem wklepałam pozostałość serum. Skóra po użyciu maski była widocznie nawilżona, miękka i odżywiona. Jej stan się widocznie poprawił, jak by dostała energetycznego kopa. Co ważne maska nie obciążyła mojej skóry i nie pojawiło się po jej użyciu nic niepokojącego. U mnie maska się sprawdziła, więc od razu kupiłam zapas różnych wersji.
Używacie koreańskich maseczek? Jakie są wasze ulubione?
22:06
Cashmere fluid i baza wygładzająco-kryjąca 2w1 oraz baza wygładzająca - Polecam czy nie?
Życie nauczyło mnie, że dobry kosmetyk wcale nie musi być drogi. Na perełki można trafić w zasadzie w każdym przedziale cenowym. Czy baza wygładzająca i fluid/baza 2w1 marki Cashmere to właśnie takie perełki? Sprawdźmy.
Zdaniem producenta
Zgodnie z tym co twierdzi producent baza perfekcyjnie kryje niedoskonałości i delikatnie wyrównuje zmarszczki. Skóra staje się kaszmirowo gładka i idealnie miękka. Baza dobrze się rozprowadza, matuje skórę i przedłuża trwałość makijażu. Natomiast podkład 2w1 niweluje niedoskonałości, wyrównuje nierówności oraz podobnie jak baza nadaje kaszmirową gładkość. Dobrze kryje i ujednolica koloryt skóry nie tworząc przy tym efektu maski. Można by rzec kosmetyki idealne. Czy aby na pewno?
Opakowanie
Wizualnie oba produkty wyglądają identycznie. Zarówno baza jak i podkład 2w1 zapakowane są w przeźroczystą butelkę z metalicznym wykończeniem. Buteleczka natomiast umieszczona jest w pomarańczowym kartoniku z "okienkiem".
Oba produkty dozuje się pompką, która działa płynnie i dozuje odpowiednią ilość produktu. Dodam jeszcze, że nie jest to zwykła pompka, tylko "airless" co oznacza, że wewnątrz opakowania znajduje się mały tłoczek, który przesuwa zwartość ku górze. Dzięki takiemu rozwiązaniu kosmetyk możemy wykorzystać do końca, a brak dostępu powietrza przedłuża trwałość kosmetyku. Na koniec pompkę można odkręcić i wydobyć to co jeszcze zostało wewnątrz. Fajnie gdyby firmy kosmetyczne rozważyły używanie takich opakowań na większą skalę. Nie jestem bowiem zwolenniczką opakowań typu słoiczek gdzie musimy włożyć palec aby wydobyć jego zawartość.
CASHMERE SECRET - baza wygładzająca
Baza jest przeźroczysta, a jej zapach jest delikatny, przyjemny i prawie nie wyczuwalny. Konsystencja jest dosyć gęsta, ale kosmetyk dobrze się rozprowadza, a skóra po użyciu jest idealnie wygładzona. Jest aksamitna i aż miło się jej dotyka. Chyba nawet niemowlak nie ma takiej gładkiej skórki. Baza dobrze współpracuje z podkładami różnych marek. Co do stosowania to u mnie raczej okazjonalnie, kiedy chcę by makijaż wyglądał naprawdę dobrze. Nie znaczy to jednak, że nie zdarzają się dni kiedy używam jej codziennie. Przy mojej mieszanej i problematycznej cerze ze skłonnością do niedoskonałości takie odświętne stosowanie na szczęście nie pogorszyło stanu mojej skóry. Baza przy sporadycznym stosowaniu nie zapycha porów i nie powoduje powstawania niedoskonałości. Według mnie spełnia obietnice jakie daje nam producent i przy cenie ok. 30 zł są to naprawdę dobrze wydane pieniądze.
CASHMERE MAKE-UP BLUR MAXI COVER FLUID - baza wygładzająco- kryjąca
W przypadku podkładu 2w1 do dyspozycji mamy tylko 4 odcienie: 00 LIGHT IVORY, 01 IVORY, 02 NUDE, 03 BEIGE. Moim zdaniem to trochę mało jak na podkład i pewne nie każdy znajdzie coś dla siebie, jednak już jest lepiej. Odcienie poprzedniej wersji podkładu zaczynały się od Ivory i dużo osób narzekało, że nie ma odcienia odpowiedniego dla jasnej cery. Aktualnie mamy dostępny odcień Light Ivory, który jest odpowiedzią na potrzeby klientek.
Dla siebie wybrałam odcień 02 Nude i przyznam, że jest ciemniejszy niż myślałam. W okresie letnim myślę będzie ok, natomiast po za sezonem opalonej skóry (zimą) może być nieco ciężko.
Podkład jest kremowy, nieco gęsty taki trochę mus, ale nie sprawia problemu z równomiernym rozprowadzeniem. Nie zauważyłam, żeby ściemniał na twarzy, a wręcz z czasem zbladł i dopasował się do skóry. Krycie ma bardzo dobre i przy moich problemach ze skórą maskuje co potrzeba. Daje satynowe wykończenie, takie pomiędzy mocnym matem, a rozświetleniem. Moja skóra zwłaszcza w strefie T po pewnym czasie zaczyna się świecić, więc konieczne jest przypudrowanie podkładu. Podkład nie jest ciężki i nie zapycha porów, nie podkreśla suchych skórek, które czasem się u mnie pojawiają. Aplikacja jest naprawdę przyjemna, bo podkład pachnie równie ładnie jak baza. Jest to jednak zapach intensywniejszy, ale mi osobiście w niczym to nie przeszkadza. Może nie jest to produkt idealny, ale myślę, że warto go przetestować zwłaszcza, że na promocji możemy go upolować już za 20 zł.
Podsumowanie
Czytając różne opinie w internecie na temat podkładu dochodzę do wniosku, że marka Cashmere wzięła je pod uwagę i poprawiła to co było do poprawienia. Wprowadzono bowiem odcień 00 Light Ivory w zamian za 04 Golden Beige, mam również wrażenie, że sam podkład jest lepszy niż jego poprzednia wersja. To się bardzo chwali.
Jeżeli więc szukacie fajnej bazy lub podkładu 2w1 to myślę, że warto rozważyć zakup produktów Cashmere.
Znacie kosmetyki tej marki?
02:10
Nowość 2021: kosmetyki naturalne VeGaya w Kontigo. Recenzja: regenerujący krem do twarzy Mak i serum odżywczo-łagodzące do twarzy Ogórek.
Dzisiaj chciałam przedstawić Wam nowa markę VeGaya. Jest to marka własna sklepu Kontigo powstała przy współpracy z firmą Mokosh Cosmetics, producentem naturalnych kosmetyków naturalnych, które z pewnością znacie. Jeśli więc należycie do fanów minimalistycznych i ekologicznych opakowań oraz prostych składów te kosmetyki na pewno warto znać.
W ofercie kosmetyków VeGaya znajdziecie:
• nawilżająco-odżywczy krem do twarzy Jabłko,
• regenerujący krem do twarzy anti-pollution Mak,
• wygładzający krem do twarzy anti-aging Róża,
• odżywczo-łagodzące serum do twarzy Ogórek,
• nawilżający żel do mycia twarzy Jabłko,
• oczyszczający olejek do demakijażu anti-aging Mak,
• nawilżający balsam do ciała Winogrono,
• ujędrniający balsam do ciała Pomidor,
• nawilżająco-odżywczy tonik do twarzy Jabłko.
Regenerujący krem do twarzy anti-pollution Mak,
Opis producenta: Mak chroni skórę przed negatywnym wpływem czynników zewnętrznych, odżywia, nawilża i widocznie poprawia jej kondycję. Krem wspomaga procesy naprawcze naskórka i sprawia, że cera wygląda zdrowo i promiennie.
Wyjątkowe składniki:
specjalny kompleks z soków jabłkowego i brzoskwiniowego oraz ekstraktów z żeń-szenia, pszenicy i jęczmienia - chroni przed zanieczyszczeniami środowiska,
ekstrakt z komórek macierzystych borówki brusznicy - chroni przed negatywnym wpływem promieniowania ekranowego oraz działa antyoksydacyjnie,
ekstrakt z maku - działa na skórę rewitalizująco,
ekstrakt z owsa - nawilża i łagodzi,
oleje winogronowy, słonecznikowy i z kiełków pszenicy - chronią i regenerują,
witamina E - neutralizuje wolne rodniki działając przeciwstarzeniowo.
Krem zamknięty jest w szklanym, ciemnym aptecznym słoiczku umieszczonym w kartonowym pudełeczku. Zarówno słoiczek jak i karton są ekologiczne. Swoim wyglądem bardzo przypominają opakowania marki Mokosh.
Krem ma delikatny, słodki i bardzo przyjemny zapach. Konsystencja jest treściwa, a zarazem lekka. Wchłanianie jest takie sobie, a po aplikacji na skórze pozostaje delikatny film.
Mam skórę mieszaną skłonną do wszelkich niedoskonałości. Strefa "T" się przetłuszcza, natomiast pozostałe miejsca potrafią się bardzo przesuszać. Krem przy mojej cerze spisuje się bardzo dobrze. Suche miejsca są nawilżone, a tłuste nie przetłuszczają się bardziej. Mam wrażenie, że skóra podczas stosowania kremu odzyskała równowagę. Aby jednak nie przesadzić z nawilżaniem i nie pogorszyć stanu skóry krem stosuję na noc w formie maski. Rano po przebudzeniu skóra jest promienna, elastyczna i wypoczęta. Przy regularnym stosowaniu zauważyłam, że suche miejsca zregenerowały się i już nie sprawiają problemów.
Odżywczo-łagodzące serum do twarzy Ogórek
Opis producenta: serum zostało stworzone z drogocennych, olejów, w tym zimnotłoczonych, organicznych olejów: z pestek ogórka, z wiesiołka i z marchewki. Dzięki temu skutecznie nawilża i uelastycznia skórę twarzy. Produkt tworzy na skórze ochronną warstwę, działa antyoksydacyjnie i dba o prawidłowy poziom nawilżenia. Pozostawia skórę cudownie miękką i gładką.
Wyjątkowe składniki:
olej z ogórka - działa przeciwstarzeniowo, wygładzająco i wspomaga procesy regeneracji skóry
olej z pestek winogron o wysokiej zawartości kwasów omega-6 - odbudowuje płaszcz hydrolipidowy naskórka, uelastycznia skórę
olej z wiesiołka - działa łagodząco
olej z pestek malin - wspomaga walkę z wolnymi rodnikami
macerat z aloesu - działa kojąco i nawilżająco
Serum podobnie jak krem zapakowane jest w szklane, ekologiczne i minimalistyczne opakowanie. Ma przyjemną konsystencję oraz delikatny, lekko jak by ogórkowy zapach. Tradycyjnie serum dozuje się wygodną szklaną pipetą. Wchłanianie jest takie sobie, ale w końcu to olejek a po aplikacji na skórze pozostaje delikatny film.
Serum w dużej mierze oparte jest na olejach, idealnie sprawdzi się więc przy skórze potrzebującej dużej dawki nawilżenia. Chociaż moja cera jest mieszana to są miejsca gdzie bardzo się przesusza i tam serum w połączeniu z kremem spisało się świetnie. Serum stosowałam na zmianę z kremem w miejscach suchych tak by nadmiernie nie obciążyć tłustej strefy. Stosując serum byłam raczej ostrożna tak by nie przesadzić z nawilżaniem. Moja skóra po użyciu odżyła, stała się rozświetlona i świeża.
04:21
Elfa Pharm O'HERBAL szampon i odżywka z tatarakiem - kosmetyki w wersji podróżnej, które przydają się nie tylko w podróży.
Podczas zakupów internetowych oprócz ulubionych kosmetyków dodaję do koszyka te, których jeszcze nie znam, a wydają mi się ciekawe. Lubię testować nowości i podejrzewam, że większość kobiet ma dokładnie tak samo. Niestety kosmetyki mają to do siebie, że nie zawsze się u nas sprawdzają i wtedy często lądują w koszu. Jeśli więc jest możliwość to najpierw kupuję miniaturę lub sięgam po próbkę, a dopiero po sprawdzeniu sięgam po pełnowymiarowy produkt. Tak właśnie trafił do mnie szampon i odżywka Elfa Pharm O'Herbal z tatarakiem. Jeśli szukacie innych kosmetyków tej marki w wersji mini to widziałam, że jest ich naprawdę sporo - warto sprawdzić w sklepach internetowych.
Moje włosy są dla mnie bardzo ważne i mam totalnego bzika na szamponach przyśpieszających ich wzrost oraz zapobiegających wypadaniu. Myślę, że 60% kosmetyków, które kupuje to właśnie szampony. Skuszona opisem szamponów i odżywek O'Herbal w zgodzie z własnym sumieniem, dbając o środowisko kupiłam wersję z tatarakiem. Szampon ani odżywka nie zawiera SLES, SLS, silikonów oraz sztucznych barwników. Zawierają natomiast ekstrakt z palmy sabalowej oraz witaminę PP. Opakowania natomiast nadają się do recyklingu.
Przyznam szczerze, że opakowania tych miniaturek bardziej mi się podobają niż opakowania pełnowymiarowych kosmetyków. Miniatury mają ładne zielone buteleczki zamykane na klik. Wielkość jest idealna by zabrać je ze sobą na wyjazd, a jeszcze lepsza by sprawdzić kosmetyk przez zakupem pełnej wersji. Po otrzymaniu przesyłki pełna optymizmu wzięłam się za testowanie. Po otwarciu szamponu niestety dobił mnie zapach. Zarówno szampon jak i odżywka pachną jak by skoszoną trawą, chociaż może to nie trawa tylko chwasty. O ile odżywka pachnie nieco mniej intensywnie, to szampon ma niezwykłą moc zapachu. Niewątpliwie zapach jest tu minusem i naprawdę cieszę się, że nie kupiłam pełnej wersji, bo musiałabym się z nią męczyć. Kłaść się z tym zapachem spać i czuć go przez całą noc... Nie jest to może jakiś najgorszy zapach, ale jak już mam wybór to wolę kosmetyki które w ogóle nie pachną.
Szampon jest przeźroczysty i ma jak by żelową konsystencję, która jest idealna. Nic nie spływa, dobrze się rozprowadza i pieni. Na szczęście równie dobrze się wypłukuje, nie podrażnia i przy krótkotrwałym stosowaniu nie powoduje powstawania łupieżu. Czuć, że włosy są po umyciu dobrze oczyszczone, ale niestety są szorstkie, matowe i ciężko je rozczesać. Już dawno nie spotkałam tak mocnego działania w szamponie. Wydaje mi się, że coś tu trzeba trochę poprawić, bo nawet moje przetłuszczające się włosy są przesuszone po użyciu i sztywne jak druty.
Odżywka jest biała i bardzo gęsta. Tak gęsta, że wydobycie jej z tego plastikowego i jednak twardego opakowania prawie graniczy z cudem. Już teraz wiem dlaczego pełnowymiarowa wersja ma słoiczek i trzeba ją wyciągać palcami. Jest tak gęsta, że naprawdę nic nie spływa, dlatego ja po nałożeniu ją na włosy przeczesuje je grzebieniem w celu dobrego rozprowadzenia. Na szczęście odżywka naprawia to co zepsuł szampon i włosy stają się gładkie i można je spokojnie rozczesać. Włosy nie są obciążone, ale trzeba uważać bo można przesadzić. No i niestety ten specyficzny zapach utrzymuje się na włosach.
Jeśli chodzi o składy to przyzwyczaiłam się, że nie ma co oczekiwać cudów. Oba produkty zawierają konserwanty, oraz alkohol denaturowany, który na dłuższą metę nie jest tolerowany przez moją skórę głowy oraz włosy. Jak sporadycznie używam takich kosmetyków to w zasadzie nic się nie dzieje, jednak przy częstszym używaniu pojawia się łupież i swędzenie skóry głowy. Przy tak krótkim stosowaniu niestety nie jestem w stanie stwierdzić czy szampon wzmacnia włosy i przyśpiesza ich wzrost. Na pewno nic złego się z nimi nie stało w tym czasie.
Co do tego zestawu mam mieszane uczucia. Szampon dobrze oczyszcza, ale już dawno moje włosy po umyciu nie były tak sztywne. Odżywka działa, ale można z nią przesadzić i zamiast świeżych włosów mamy gorszy efekt niż przed myciem. Do tego zapach, który nie powala. Myślę, że ten zestaw już więcej u mnie nie zagości. Natomiast chętnie zdecyduje się kupić przed wyjazdem miniaturki Vis Plantis – 01.Basil Element Szamponu wzmacniającego przeciw wypadaniu włosów, którego zakup okazał się trafiony.
Używacie kosmetyków do włosów z tatarakiem? Znacie te kosmetyki?
06:41
Mixa Hyalurogel, Krem intensywnie nawilżający dla skóry wrażliwej, normalnej i odwodnionej - działa czy może jednak nie?
Mam skórę mieszaną ze skłonnością do niedoskonałości. Przez większość życia zapominałam więc o odpowiednim nawilżeniu skóry, skupiając się na walce z wypryskami czy przebarwieniami. Jednak od kilku lat zmieniło się to zdecydowanie i teraz sięgam głównie po kosmetyki nawilżające. Stało się tak w momencie kiedy na mojej skórze zaczęły być widoczne suche skórki, a makijaż przestał wyglądać dobrze. Jednym z kremów, które ostatnio stosowałam jest Mixa Hyalurogel, Krem intensywnie nawilżający dla skóry wrażliwej, normalnej i odwodnionej.
Marka Mixa kojarzy mi się głównie z kosmetykami myjącymi dla dzieci. Moje chłopaki mają AZS i przewinęły się u nas kosmetyki właśnie tej marki. Jej cechą charakterystyczną są białe lub przeźroczyste opakowania z łososiowym logo, których kształt jest taki sam dla danego rodzaju produktu. Taki minimalistyczny design sprawia, że wyglądają jak profesjonalne kosmetyki apteczne.
Nasz krem otrzymujemy zapakowany w biały kartonik, wewnątrz, którego znajduje się szklany słoiczek o pojemności 50 ml. Szkło jest solidne, przeźroczyste i biały krem naprawdę dobrze w nim wygląda. Zamknięcie to tradycyjna plastikowa zakrętka. Będąc przy opakowaniu znowu sobie ponarzekam, że dlaczego słoiczek, a nie pompka... Konsystencja kremu jest na tyle lekka i rzadka, że spokojnie można było użyć opakowania z pompką zamiast umieszczać krem w słoiczku. Niestety tak już jest, że większość kremów zapakowana jest w słoiczek. Jak wspomniałam krem ma lekką jak by żelowo - kremową konsystencję, która jest bardzo przyjemna i szybko się wchłania. Na skórze po nałożeniu pozostaje lekka warstwa ochronna, który dodaje skórze blasku. Nie jest ona klejąca, ale raczej aksamitna, nadaje się pod makijaż, ponieważ nie "roluje" się. Na szczęście krem nawet przy mojej problematycznej skórze nie zapchał porów, nie spowodował nadmiernego przetłuszczenia czy powstania nowych niedoskonałości.
Zapach jest delikatny, taki "kremowy", ale jak by z nutką świeżości. Jak dla mnie jest nieco zbyt intensywny. Po aplikacji utrzymuje się przez chwilę, potem jest zupełnie niewyczuwalny. Bardzo nie lubię kiedy kosmetyki do twarzy intensywnie pachną, jest to dla mnie męczące. Zdecydowanie wolę te, które są ledwo wyczuwalne. Wydajność kremu zależy tak naprawdę od nas i tego ile produktu nakładamy na twarz. Stosując krem na dzień nakładam cienką warstwę, jednak czasem nakładam go na noc i wtedy już sobie nie żałuję, a to co mi ewentualnie zbywa wklepuję w dłonie. Przy takim stosowaniu krem wystarczył mi na miesiąc. Przy jego aktualnej cenie ok. 20 zł można sobie na to pozwolić.
Podsumowując krem sprawił, że moje suche skórki zniknęły, a wiotczejąca, szara skóra nabrała blasku. Napięcie, swędzenie ustąpiło i spokojnie mogę powiedzieć, że ten krem działa jak kompres dla przesuszonej skóry. Powiedziałabym nawet, że ma działanie lekko chłodzące. Myślę, że idealnie sprawdzi się latem. Krem nie zapycha nawet problematycznej cery, nie alergizuje, nie powoduje zaczerwienienia, swędzenia. Bardzo fajny krem za nieduże pieniądze.
Znacie ten krem? Jakie jest Wasze zdanie o nim?
00:52
Naturalne mydła do rąk dla dzieci Yope - ulubione kosmetyki mojego przedszkolaka
06:27
Chloé Signature Absolu De Parfum zestaw prezentowy dostępny w Douglas - czy warto wydać na niego 400 zł?
Od czasu do czasu lubię zaszaleć i kupić sobie coś luksusowego. Jako, że niebawem będę mieć urodziny to sprawiłam sobie prezent w postaci perfum Chloé. W Douglas znalazłam zestaw prezentowy z próbkami i śliczną kosmetyczką. Jego cena standardowa to 405 zł. Dużo, ale naprawdę warto!
Jak każda kobieta uwielbiam perfumy, a jeszcze bardziej ich piękne flakoniki. Najlepiej jak piękny zapach jest równie pięknie zapakowany, niestety nie zawsze tak jest. Czasem opakowanie bardzo mi się podoba, ale już jego zawartość nie trafia w moje gusta. W zeszłym roku kiedy przechodziłam koronawirusa straciłam węch na bardzo długo, to było dziwne uczucie i cieszę się, że już wróciło wszystko do normy. Takie życie bez zapachów jest nie tyle uciążliwe co wręcz niebezpieczne, nie poczujemy bowiem ulatniającego się gazu czy dymu z pożaru.
Chloé Signature Absolu de Parfum to wyjątkowa intensywna i jeszcze bardziej nietuzinkowa wersja. Róża damasceńska, obecna w oryginalnej kompozycji, została wzbogacona esencją z róży stulistnej z Grasse. Wanilia i paczula nadają charakteru całej kompozycji. Na stronie Douglas znajdziemy zestaw prezentowy składający się z perfum Chloé Signature Absolu de Parfum o pojemności 50 ml, kosmetyczki oraz 4 próbek, w tym miniatury Chloé NOMADE o pojemności 5ml. Całość zapakowana jest w eleganckie pudełko sygnowane przez Douglas.
Znakiem rozpoznawczym większości zapachów Chloe jest kanciasty flakonik z plisami inspirowany rękawami bluzki tejże marki. Flakon posiada posrebrzaną metalowa płytkę zdobioną ręcznie wiązaną rypsową szarfą w kolorze odpowiednim dla danego zapachu. Wersja Absolu de Parfum dla odróżnienia posiada złote wykończenie, to wyjątkowa wersja, którą marka celebruje 10 rocznicę powstania linii.
Przyznam szczerze, że kupując przez internet w dużej mierze kupuje oczami. W tym wypadku również tak było. Zobaczyłam złoty flakonik na stronie i zakochałam się. Jak przyjechał okazało się, że podoba mi się jeszcze bardziej. Perfumy zapakowane są w elegancki kartonik ozdobiony logo firmy. Flakon wewnątrz pudełeczka ułożony jest na plastikowej podstawce, która wykończona jest miękkim jak by welurowym materiałem, co dodatkowo podkreśla ich wyjątkowość. Sam flakon jest wykonany ze żłobionego szkła, na którym znajduje się przewiązana złotą szarfą metalowa blaszka z logiem Chloe. Całość prezentuje się bardzo elegancko i wygląda świetnie zwłaszcza na toaletce.
Chloe Signature to kompozycja drzewno - kwiatowa, wielowymiarowa, a jej intensywność utrzymuje się przez długi czas. Zapach jest elegancki, intensywny i wyrafinowany. Chociaż nie przepadam za takimi kompozycjami to w tej się zakochałam. Zapach jest wyjątkowo intensywny i oryginalny, ale przy tym nie jest ciężki i mdły. Zdecydowanie jest to zapach kobiety sukcesu, która wie czego chce od życia. Dzięki swej wyjątkowości nadaje się zarówno do stosowania na co dzień, jak i na wieczór. Już niewielka ilość jest doskonale wyczuwalną i to przez długi czas. Ja lubię psikać perfumami ubrania, przez co mam wrażenie, że zapach jest ze mną przez cały dzień. Jeśli szukacie wyjątkowego zapachu to polecam sprawdzić ten.
Znacie ten zapach? Co o nim sądzicie?
03:51
AA Golden Ceramides Odżywczy krem wygładzający pod oczy
Krem dostałam gratis przy okazji zakupów kosmetycznych. Fajnie, bo mogłam przetestować kolejny nowy kosmetyk. Golden Ceramides to seria stworzona przez markę AA. Jest to kompleksowy zestaw kremów, które zawierają kosmetyczne złoto i zainspirowane są działaniem zabiegu sonoforezy kosmetycznej. Krem kosztuje mniej niż 30 zł, niby niewiele, ale czy warto go kupić?
- odżywczy krem przeciwzmarszczkowy na dzień
- aksamitny krem przeciwzmarszczkowy na dzień
- krem intensywnie regenerujący na noc
- krem intensywnie wygładzający na noc
- kapsułki młodości
- złoty eliksir młodości
- odżywczy krem wygładzający pod oczy
- bogaty krem-maska odbudowująca
Krem zamknięty jest w złotej tubce o pojemności 30 ml. To sporo jak na krem pod oczy, wydaje mi się, że standardową pojemnością dla tego typu kosmetyków jest 15 ml. Tubka zakończona jest dziubkiem, a aplikacja kremu jest bardzo wygodna. Konsystencja jest aksamitna, kremowa i treściwa, dzięki czemu krem nie spływa podczas aplikacji. Przy takiej pojemności i fajnej konsystencji produkt wystarcza na bardzo długo. Zapach jest przyjemny i prawie nie wyczuwalny, ja w ogóle nie zwracam na niego uwagi.
Według mnie działanie kremu jest bardzo łagodne. Na razie nie jestem w stanie stwierdzić czy redukuje zmarszczki wokół oczu, bo tak naprawdę ich nie mam. Wiem jednak, że skóra jest nawilżona, rozświetlona i jaśniejsza. Spojrzenie staje się jak by radośniejsze, a skóra wokół oczu jest świeża i promienna. Po nałożeniu kremu nie dzieje się nic złego, nie występuje podrażnienie czy zaczerwienienie. Dla mnie to wystarczające działanie, jeśli jednak szukacie redukcji zmarszczek to wydaje mi się, że ten krem może być za słaby.
00:52
Colyfine Redox multifunkcyjny krem na dzień - hit czy kit?
Ostatnio mam szczęście trafiać na kosmetyki, które okazują się być skuteczne. Dzisiaj chciałam przedstawić Wam krem Redox od Colyfine. Chociaż krem jest na rynku od dawna to osobiście nie znam osób, które używają lub znają ten krem. A szkoda.
Zgodnie z tym co twierdzi producent jest to wyjątkowy krem przeznaczony dla osób lubiących luksus - mających wysokie wymagania i ceniących jakość. Jego skład opiera się na naturalnych składnikach, które są super skuteczne. Tuż po nałożeniu kremu otrzymujemy natychmiastowy efekt liftingu i wygładzenia. Skóra jest nawilżona, zregenerowana, ujędrniona i wygładzona. Krem przywraca skórze idealny balans likwidując stres oksydacyjny. Jednym słowem według producenta ma być to cudowny produkt.
Kluczowe składniki kremu:
01:27
Drożdżowa maska do włosów Babuszki Agafii - kosmetyczny hit za 10 zł?
Chociaż na co dzień jestem uzależniona od testowania kosmetycznych nowości, są kosmetyki do których wracam regularnie. Jedynym z nich jest niewątpliwie maska drożdżowa na porost włosów od Babuszki Agafii. Maska po raz pierwszy trafiła w moje ręce lata temu kiedy zaczynałam moją kosmetyczną przygodę. Potem co jakiś czas zapraszałam ją na gościnne występy w moje łazience. Spokojnie można powiedzieć, że jest to kosmetyk kultowy o którym słyszała chyba każda osoba zapuszczająca włosy.
Maska zamknięta jest w sporym (300ml) pojemniku z solidnego plastiku. Etykieta kolorystycznie pasuje mi do drożdżowej maski, całość ładnie się komponuje. Konsystencja jest dosyć rzadka i szkoda, że maska nie jest zamknięta w tubie lub opakowaniu z pompką co było by bardziej higienicznym rozwiązaniem niż słoiczek. Kto wie może kiedyś to się zmieni. Minusem maski może być zapach, który nie każdemu przypadnie do gustu - trzeba przyznać jest dosyć specyficzny, coś w stylu słodkich ciastek zalatujących drożdżami - dla mnie jest ok. Jeżeli chodzi o cenę to jest bardzo niska, maskę możemy dostać za ok.10 zł. Widziałam ostatnio w sklepach internetowych oferty nawet za 8 zł. Jak za taki produkt to naprawdę niewiele.
11:01
Kojący żel aloesowy Be Beauty z Biedronki - czy dorównuje światowym liderom?
03:07
BeGlossy "Sweater Weather" - zawartość pudełka + test kosmetyków
Jesień już dawno odeszła w niepamięć, a wyjątkowo w tym roku za oknem zapanowała prawdziwa zima. Nie wiem czy u Was też, ale u mnie temperatura spadła sporo poniżej zera. Ostatnia taka zima była chyba 4 lata temu. Klimat idealny by zarzucić ciepły sweterek, a tak się składa, że październikowe pudełeczko BeGlossy idealnie wpasowało się do tej aury. Grafika na kartoniku wygląda bowiem jak ciepły sweterek, a hasło przewodnie brzmi "Sweater Weather" - według mnie kompozycja idealna na zimę.
W pudełku znalazło się 7 produktów, z tego 6 w wersji pełnowymiarowej, jedna próbka i słodki prezent.
AA Super Fruits & Herbs - peeling do mycia ciała
Fakt, że moja skóra jest problematyczna sprawia, że uwielbiam peelingi. Zarówno te do ciała jak i twarzy, dlatego obecność tego produktu ucieszyła mnie. Peeling to nic innego jak żel z drobinkami peelingującymi. Ładnie wygląda, a zapach jest słodki i owocowy czyli to co lubię najbardziej. Nie jest to jakiś super zaawansowany produkt, ale na co dzień będzie jak znalazł.
Skarb Matki - żel do mycia rąk
Mój młodszy syn od razu wiedział, że to kosmetyk dla niego. Nie musiałam mu nic mówić i już od pierwszego "spotkania" przeszedł do testowania. Niewątpliwie plusem produktu jest wygodne i ładne opakowanie, które spodoba się najmłodszym i zachęci do używania. Żel posiada delikaty zapach, ale jest w nim dosyć mocno wyczuwalny zapach alkoholu. W końcu produkt posiada go w stężeniu ponad 60%. Na szczęście skóra po użyciu nie jest wysuszona, a to dla mnie ważne. Skóra dziecka jest bowiem bardzo delikatna i o wysuszenie jej nie trudno. Niewątpliwie jest to produkt, który każdy powinien mieć pod ręką, ale bardziej jest on dla dorosłych i dużych dzieci. Chodzi mi bowiem o zawartość alkoholu, który podczas aplikacji może szczypać i powodować dyskomfort. O ile mi to nie przeszkadza, mój czterolatek bardzo tego nie lubi i wcale mu się nie dziwię. Ostatecznie więc wzięłam żel dla siebie, a syn dostał żel bez alkoholu. Nie zapominajmy, że żelu używamy w wyjątkowych okolicznościach, a podstawową walką z wirusami jest po prostu dokładne mycie rąk.
Botanic Skinfood - multifunkcyjny krem do twarzy i ciała
Krem zawiera aż 98% składników naturalnych, w tym składniki superfoods. Przeznaczony jest do twarzy i ciała, ale ja jestem chyba starej daty i wolę rozgraniczać produkty, a może wynika to z tego, że moja skóra na twarzy jest tłusta, a na ciele sucha. W każdym bądź razie nie stosuję tych samych kosmetyków do różnych części ciała, dla mnie inny krem jest do twarzy, a inny do ciała.
Wracając do kremu to zamknięty jest w czarnej tubie delikatnie ozdobionej aplikacją liścia i porzeczki. Prezentuje się bardzo elegancko. Tuba zamknięta jest czarną, "kanciastą" zakrętką, która pasuje do całości i jest wygodna w użyciu, ponieważ nie ślizga się podczas "kręcenia". Zapach jest przyjemny słodki i owocowy, przypomina zapach porzeczki. Konsystencja jest tłusta, ale lekka i szybko się wchłania pozostawiając delikatny film na skórze. Tak jak producent zapewnia dobrze sprawdza się w miejscach suchych takich jak kolana czy łokcie, ale na suche pięty to już się nie nadaje. Produkt jest wydajny i taka mała tubka 50 ml starcza na więcej niż się może wydawać.
Nivea - peeling do ust w sztyfcie
Staram się peelingować usta systematycznie. Używam do tego celu różnych produktów i spośród nich forma sztyftu jest chyba najwygodniejszym sposobem aplikacji. Drobinki ukryte w szmince są delikatne i dobrze się rozpuszczają. Usta po aplikacji są gładkie i miękkie. Zdecydowanie mniej się wysuszają. Jednak nie za działanie pokochałam ten produkt, a za jego cudowny zapach. Taka mieszanka ogórka i aloesu. Dla mnie bomba. Moim chłopakom też spodobał się ten zapach, więc mąż i starszy syn też mają i używają.
Pierre Rene - błyszczyk do ust COVER GLOSS
Błyszczyków nie używam na co dzień, bo wolę matowe wykończenie ust. Jednak zdarza mi się "zabłysnąć". Jeśli szukacie dobrze kryjącego produktu, dającego intensywny kolor to ten błyszczyk będzie idealny. Konsystencja jest treściwa i bardzo dobrze kryje, a kolor jest intensywny. Dobrze się rozprowadza, nie skleja, nie grudkuje po wyschnięciu. Usta po nałożeniu stają się mega gładkie i błyszczące. Szkoda tylko, że nie trafił mi się jakiś nudziak.
Shehand - maseczka do paznokci i skórek
Fajny produkt, którego byłam bardzo ciekawa. Niestety produkt okazał się totalnym bublem. Po nałożeniu na palce nakładki w ogóle nie przylegały i ciągle się zsuwały. Nie byłam w stanie nic robić, bo musiałam trzymać dłonie z palcami skierowanymi w górę. Wytrzymałam tak może 10-15 minut i wyrzuciłam nakładki do kosza. Myślę, że producent powinien pomyśleć o tym, żeby maseczka miała postać rękawiczek, nakładek zakończonych gumeczką lub przynajmniej dostępnych w różnych rozmiarach (w tym dla mniejszych dłoni). Ten rozmiar uniwersalny to mam wrażenie jest przeznaczony dla męskich dłoni. Szkoda.
W boxie znalazły się również dwa prezenty. Maska intensywnie regenerująca do włosów od Biovax Botanic oraz miętowa czekolada deserowa Chocolissimo. Serię Botanic bardzo lubię, a maskę znałam już wcześniej. Jest to maska intensywnie regenerująca przeznaczona do włosów takich jak moje - potrzebujących wzmocnienia i odbudowy. Jej skład jest w 97% naturalny. Zapach może nie jest moim ulubieńcem, ale samo działanie jest na plus. Co do czekolady to trafiła mi się miętowa, niestety nie przepadam za takim smakiem. Na szczęście mojej mamie sprawiła wiele przyjemności.
Ogólnie zawartość ciekawa i różnorodna. Mamy tu peeling i krem do ciała, żel antybakteryjny, peeling i błyszczyk do ust, oraz maseczkę do paznokci i skórek. Niestety nie znalazł się wśród nich produkt, który wywołał u mnie zaskoczenie i przerósł by moje oczekiwania. Na szczęście kosmetyki, które się tu znalazły nie zmarnowały się, bo używam ich na co dzień. Dla mnie jest to zawartość lepsza niż np. szampon i odżywka do włosów. Szkoda tylko, że maseczka okazała w moim wypadku bublem, bo bardzo byłam jej ciekawa.
A jak Wam spodobała się ta zawartość? Może używacie, któregoś z tych kosmetyków na co dzień?